Jak pan ocenia decyzję prezydenta o podpisaniu tzw. „Lex Tusk”?
Przyjmuję ją z dużym zaskoczeniem i jeszcze większym rozczarowaniem. Prezydent powinien być arbitrem w tego typu sytuacjach i strażnikiem praworządności. A o ustawie, która ma umożliwić powołanie komisji do spraw badania wpływów rosyjskich w Polsce, można powiedzieć dużo, ale z pewnością nie to, że ma cokolwiek wspólnego z praworządnością. Mamy powtórkę z historii sprzed 100 lat, kiedy władze sanacyjne stosowały represje wobec ówczesnej opozycji. Zbiega się to symbolicznie z zeszłotygodniowym werdyktem Sądu Najwyższego, który po ponad 90 latach zrehabilitował skazanych w procesie brzeskim działaczy opozycji. Teraz powstaje komisja, która bez jakichkolwiek podstaw wynikających z naszego systemu prawnego będzie mogła na kilka miesięcy przed wyborami eliminować z życia politycznego i publicznego przedstawicieli opozycji. Jak to nazwać, jeśli nie prześladowaniem opozycji? Owszem, od decyzji komisji można będzie odwołać się do sądu, ale jeśli weźmie się pod uwagę, ile trwa u nas postępowanie sądowe, to wiadomo, że ono przed wyborami nic nie da. To dotyczy nie tylko polityków, także na przykład przedstawicieli organizacji pozarządowych czy dziennikarzy.
Czytaj więcej
„Andrzej Duda podpisując ustawę "lex Tusk" będzie miał na sumieniu dewastację polskiej demokracji...
Czy decyzja prezydenta będzie miała konsekwencje gospodarcze?
Zagranicznym przedsiębiorcom i biznesmenom, ale także krajowym, trudno będzie zaufać państwu, jego prawodawstwu, jeśli w każdej chwili rządzący mogą je obejść, ominąć szkielet prawny, na którym zbudowane jest to państwo, po to, by eliminować z życia publicznego właściwie każdą niewygodną z ich punktu widzenia osobę. Sądownictwo, prokuratura, służby prawne od ośmiu lat są w rękach obecnej opcji politycznej. Należy przyjąć, że nie znalazły one w tym czasie nic na kierownictwo opozycji. Stąd podejrzenie, że wymyślono komisję, która będzie mogła ominąć rygory prawne, zapisy konstytucji i ustaw.