Azjatyccy operatorzy portów, stocznie oraz armatorzy i firmy transportowe zostali dotknięci globalnym spadkiem apetytu na chińskie towary. W tej sytuacji na jedną z najbardziej popularnych osób w branży wyrasta Saravanan Krishna. Jest on dyrektorem operacyjnym International Shipcare, malezyjskiej firmy, która zabiera na przechowanie chwilowo zbędne statki i platformy wiertnicze. I teraz wciąż odbiera telefony od nękanych kłopotami operatorów flot z nadmiernymi mocami przewozowymi.
W dokach firmy u wybrzeży malezyjskiej wyspy Labuan znajdują się obecnie 102 jednostki, ponad dwukrotnie więcej niż rok temu. A kolejne już są w drodze. – Popyt jest ogromny – mówi Krishna.
W 2015 r. chiński eksport spadł o 1,8 proc., natomiast import – aż o 13,2 proc. Przedsiębiorstwa, które korzystały na ekspansji chińskiej gospodarki, są teraz jednymi z największych ofiar tego spowolnienia. Stawki przewozowe na szlakach azjatyckich również spadły.
Zdaniem londyńskiej firmy konsultingowej Clarksons Research światowe zamówienia na nowe statki spadły w 2015 r. o 40 proc., do 69 mld dol., natomiast wskaźnik złomowania niechcianych jednostek pływających wzrósł o 15 proc. – Mamy olbrzymią nadpodaż – mówi Tim Huxley, prezes firmy Wah Kwong Maritime Transport Holdings, właściciela masowców i tankowców z Hongkongu.
Jakie będą skutki recesji w branży transportu morskiego? Dlaczego tankowce nie zostały nią dotknięte? – cały artykuł w marcowym numerze „Bloomberg Businessweek Polska"