Inwestorzy giełdowi zakończyli tydzień w fatalnych nastrojach. Jeszcze w czwartek rynki żyły nadzieją, że wystąpienia Barracka Obamy, prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz Bena Bernanke, który stoi na czele amerykańskiej Rezerwy Federalnej doprowadzą do uspokojenia nastrojów na parkietach światowych. Prezydent zapowiedział co prawda wprowadzenie ulg podatkowych o wartości blisko 450 mld dol., w tym programu inwestycji infrastrukturalnych ale zgodę na ich uruchomienie musi jeszcze wyrazić Kongres, który kręci nosem na tego typu inicjatywy. Jeszcze bardziej rozczarowujące było wystąpienie Bernenke, który w zgodnej ocenie ekspertów, nie powiedział nic nowego. Podtrzymał jedynie wcześniejsze deklaracje, że Fed we wrześniu zastanowi się nad uruchomieniem kolejnej transzy pieniędzy, żeby pobudzić gospodarkę.
Gracze zareagowali na to wyprzedażą akcji. Przeceny, które najpierw dotknęły rynki azjatyckie, przeszły następnie do Europy. Poranne spadki nie były jednak zbyt głębokie. Z godziny na godzinę presja podaży przybierała jednak na sile. Szczyt wyprzedaży wypadł pomiędzy godz. 15-16. po słabym początku notowań w Nowym Jorku. Giełdy zachodnioeuropejskie traciły po ok. 3 proc. Znacznie słabiej prezentowały się parkiety z naszej części kontynentu, przede wszystkim z Budapesztu i Warszawy. Budapesztańska giełda straciła w piątek ponad 6 proc. Na GPW spadki były niewiele mniejsze. WIG 20 zniżkował o 4,95 proc. do 2248 pkt. WIG spadł o 4,17 proc. do 38719 pkt. Indeks średnich spółek mWIG40 zniżkował o 2,87 proc. a małych sWIG80 o 1,89 proc. Obroty nie przekroczyły 0,9 mld zł.
Za słabą postawą indeksu największych spółek stały przeszło 7-proc. przecena Telekomunikacji Polskiej, PKO BP i GTC. Spośród wszystkich firm z WIG 20 najlepiej, spadając o 1,8 proc., prezentowała się Bogdanka. Stosunkowo dobra, na tle przedsiębiorstw z ekstraklasy giełdowej, postawa mniejszych firm dowodzi, że za piątkowe tąpnięcie odpowiadają inwestorzy zagraniczni, którzy wycofują kapitały z Polski. Potwierdzeniem tej tezy była również piątkowe osłabienie złotego wobec najważniejszych walut. Euro przejściowo kosztowało nawet prawie 4,35 zł, frank szwajcarski 3,58 zł a dolar aż 3,15 zł. Spadek złotego byłyby znacznie większy, gdyby nie ingerencja BGK, który na zlecenie resortu finansów pozbywał się nadwyżek walutowych. Wieczorem złoty odrobił po 3-4 grosze do euro i franka. Kurs dolara pozostał powyżej 3,14 zł.