Jednak Polska, podobnie jak ?i inne kraje „nowej" Europy, ma problemy z właściwym rozdysponowaniem dotacji unijnych, bezwładem administracji i nieprzygotowaniem dużych przetargów do inwestycji współfinansowanych przez UE.
Po dziesięciu latach od chwili wstąpienia Polski do UE jest widoczne, iż podstawowe wskaźniki ekonomiczne w latach 2004–2013 uległy istotnej poprawie. W dekadzie tej polski PKB wzrósł z 884 mld zł do 1600 mld zł, a więc niemal dwukrotnie, przy czym średnioroczny jego wzrost wyniósł 4 proc. Kraj nasz osiągnął ponad 60 proc. poziomu rozwoju gospodarczego UE, zaś po dziesięciu latach Polska ekonomicznie wyprzedziła bogatsze w chwili integracji Węgry.
W 2003 roku PKB Polski, mierzony wartością siły nabywczej, wynosił 48,8 proc. obecnego PKB unijnego, podczas gdy w 2012 roku było to już 66,9 proc. Dzięki podwyższeniu ratingów inwestycyjnych (w 2007 roku podwyżka z BBB+ do A-), po wstąpieniu Polski do UE i przyspieszeniu inwestycyjnemu, przez to spowodowanemu, szybciej do Polski zaczął napływać kapitał inwestycyjny. ?W końcu 2013 roku jego skumulowana wartość za lata 2004–2013 wyniosła ponad 405 mld zł.
Wzrosło przeciętne wynagrodzenie (liczone bez wypłat z nagród), przekraczając, według Bankier.pl, ?w marcu 2014 po raz pierwszy dla sektora przedsiębiorstw granicę 1 tys. euro. W 2004 roku wynosiło ono równowartość ówczesnych 530 euro. Znacznie w tym samym okresie wzrosła wydajność pracy: o ile w 2004 roku przeciętny pracownik produkował w ciągu godziny dobra i usługi wartości ok. 8 euro, o tyle w końcu 2013 roku było to już ponad 10 euro. Oznacza to 25-proc. wzrost. Dla porównania, w Czechach, drugich pod tym względem, wzrost wydajności w tym samym okresie wyniósł 18 proc., zaś na Węgrzech – 12,8 proc.
Według wyliczeń MSZ, gdyby Polska nie przystąpiła do UE, to w 2013 roku krajowy PKB na osobę, mierzony wartością siły nabywczej, znajdowałby się na poziomie z 2009 roku, a więc niższym o 11 proc. od obecnej średniej unijnej. Wartość polskiego eksportu byłaby niższa o 164 mld zł (25 proc.), zaś nakłady inwestycyjne byłyby niższe o 36 mld zł rocznie, a w całej dekadzie 2004–2013 zł – o 200 mld zł. Warto też zauważyć, że wtedy siłą rzeczy cały polski handel zagraniczny byłby bardziej zależny od wschodniego kierunku eksportowego, a co za tym idzie - od kaprysów największego w tym regionie odbiorcy, czyli Rosji.