Kierownictwo Ministerstwa Finansów prawdopodobnie dziś przyjmie aktualizację programu konwergencji na najbliższe trzy lata. Wyliczenia resortu na razie owiane są tajemnicą. O ile rząd je przyjmie, poznamy je prawdopodobnie we wtorek.
Jak dotąd ujawniono tylko korektę przyszłorocznego wzrostu przy okazji poprawki do przyszłorocznego budżetu oraz obniżoną prognozę spożycia indywidualnego z 5,1 do 4,4, proc. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że dołączona do projektu ustawy budżetowej na przyszły rok tabela ze wskaźnikami makroekonomicznymi jest już nieaktualna i wyliczenia, tak na przyszły rok, jak i następne dwa lata, są dużo bardziej pesymistyczne niż te z września.
Wówczas zakładano, że inwestycje w 2009 roku sięgną 10 proc., a w 2010 roku 11,4 proc. Wzrost eksportu szacowano na około 6 proc. tak w jednym, jak i w drugim roku, a popytu krajowego na około 5,5 proc. Jeśli jednak obniżono prognozę wzrostu PKB o 1,1 proc., to także te wskaźniki będą niższe. – Nie sądzę, aby ministerstwo finansów radykalnie obniżyło szacunki, jednak moim zdaniem nawet po obniżce PKB rządowe założenia są optymistyczne – wyjaśnił Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Według jego wyliczeń spożycie indywidualne sięgnie w przyszłym roku 3,9 proc., wzrost inwestycji wyniesie 2 proc., tyle samo eksportu. Prawdziwym problemem będzie jednak dopiero 2010 rok.
Podobnie zresztą uważa były minister finansów Mirosław Gronicki. – Mamy już recesję w Niemczech, Szwecji, na Ukrainie i w Pribałtyce. W piątek ogłosiła ją Rosja, a lada moment zrobią to Czechy. Nie sądzę, abyśmy zostali jedynym krajem z dużym wzrostem PKB – wyjaśnia ekonomista.Jarosław Janecki z Societe Generale podkreśla, że w przyszłym roku będziemy mieli dodatni impuls dzięki obniżce podatków dochodowych, podwyżek rent i emerytur oraz płac. – Jednak w 2010 r. to się już nie powtórzy – wyjaśnia Janecki. Zdaniem ekonomisty, gdy oczekuje się, że wyniki finansowe firm będą złe, nikt nie będzie proponował podwyżek płac.– Typowe kryzysy trwają dwa, trzy lata, czyli należałoby przyjąć, że także w 2010 roku będziemy odczuwali skutki obecnej zawieruchy – dodaje Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING.
Są jednak i tacy, którzy wierzą, że gospodarka zacznie się już od początku 2010 roku podnosić. – W USA i UE rządy oferują pomoc publiczną na niespotykaną skalę, która pomoże w szybszym dźwignięciu się globalnej gospodarki – uważa Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP. – Z kolei także u nas nie ma podstaw do snucia kryzysowych scenariuszy. Firmy nie przeinwestowały, nie ma nadmiernego zadłużenia ani po stronie przedsiębiorstw, ani po stronie gospodarstw domowych. Dlaczego więc 2010 r. miałby być aż tak zły? – pyta.