Mimo że w założeniu nowy system emerytalny obniżał stopę zastąpienia, czyli relację ostatniego wynagrodzenia do wysokości świadczenia emerytalnego, zyskał poparcie społeczne i większość w parlamencie. Jak mówią twórcy reformy, po jego wprowadzeniu nie ma konieczności podnoszenia składki na ubezpieczenia emerytalne.

Ujawnione zostały także zobowiązania emerytalne, które w starym systemie były ukryte. Stąd właśnie pojawiające się argumenty, że istnienie OFE powoduje niekorzystny sposób liczenia długu publicznego w porównaniu z innymi krajami, które reform jeszcze nie przeprowadziły. Dotyczy to głównie krajów Europy Zachodniej. Mniej pieniędzy trafiających do OFE oznaczałoby automatycznie niższy deficyt zarządzanego przez ZUS Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wtedy można byłoby obniżyć budżetową dotację do emerytur.

Nowy system polega na tym, że każdy ubezpieczony ma dwa indywidualne konta emerytalne. Jedno w ZUS, a drugie w funduszu emerytalnym. Państwo oddało więc część odpowiedzialności za wysokość przyszłego świadczenia w prywatne ręce, powierzając składki prywatnym firmom, które inwestują je na rynku kapitałowym. Wysokość emerytury w nowym systemie zależy od tego, ile pieniędzy zgromadzimy na kontach oraz dalszego trwania życia na emeryturze. W starym systemie wysokość emerytury zależała od tego, ile zarabialiśmy przed zakończeniem kariery zawodowej. Środki gromadzone w OFE podlegają dziedziczeniu. Tak nie jest w przypadku oszczędności zapisywanych na koncie w ZUS. Nowy system w ogóle nie dotyczy osób, które urodziły się do końca 1948 r.