Wymienia wśród nich negatywne określenia tej części składki wpłacanej do OFE, która jest inwestowana w obligacje skarbowe. W artykule do „Gazety Wyborczej" z dnia 7 lutego br. ta część została przez min. Rostowskiego określona jako „rak". W liście skierowanym do profesora, który ma niespełna 8 stron, określenia typu: „nie ma sensu", „bezsensowne", „zupełnie niepotrzebnie" pojawiają się 10 razy. - Przypinanie negatywnych etykietek temu, co się zwalcza, bywa, niestety, skutecznym zabiegiem propagandowym - wyjaśnia Balcerowicz. - W niczym jednak nie zastąpi rzeczowych dowodów i argumentów.
Rostowski próbuje też zamazać istotę budowy II filaru systemu emerytalnego. W przecież to, co w liście określa się jako „bezsensowne" wydatki państwa, zwiększa przecież indywidualne oszczędności ludzi na kontach w OFE. - Zmniejszenie owych „bezsensownych" wydatków oznacza więc – w najlepszym wariancie – redukowanie wzrostu owych oszczędności, a prawdopodobnie – o czym dalej – jeszcze gorszy scenariusz: zwiększoną presję polityczną na ich całkowite zagarnięcie, z ryzykiem likwidacji okrojonego II filaru - pisze były szef NBP.
Balcerowicz uważa, że rząd proponuje cięcie składki, bo obietnice dotyczące przyszłych wypłat z ZUS są obarczone większym ryzykiem politycznym niż papiery skarbowe, w które m.in. inwestują OFE.
Niestety - co profesor podkreśla w liście - Rostowski pominął analizy FOR przedstawione 25 stycznia tego roku, które zawierały wiele propozycji alternatywnych działań naprawczych dla finansów publicznych. Znalazła się wśród nich propozycja dodatkowej prywatyzacji, która dałyby ok. 10 mld zł oszczędności w zaciąganiu długu publicznego, czyli tyle, ile w tym roku może dać cięcie składki do OFE. W liście zupełnie pomija się też fakt, że proponowane przez FOR działania dałyby narastające oszczędności. W horyzoncie kilku lat przekroczyłyby one kilkukrotnie to, co rząd chce uzyskać na obcięciu składki do OFE.
Zdaniem Balcerowicza do kanonu nierzetelnej dyskusji należy polemika z tezami przez niego niewypowiedzianymi. - Jedna z moich tez brzmiała: w systemie typu ZUS-owskiego, gdzie wypłaty emerytur nie są pokrywane z żadnych zainwestowanych składek, łatwiej politykom składa się obietnice, bo pokrywa się je z odroczeniem z przyszłych podatków - przypomina. - Gdy przychodzi czas sprawdzianu, podwyższa się podatki i rewiduje obietnice, często pod presją kryzysu. Skrajnym przykładem jest tu Grecja. W miejsce tej tezy pojawia się zupełnie inna: jakobym nie dostrzegał, że „populistyczni politycy (...) raczej nie będą skłonni obniżać przyszłych emerytur". Z tej przypisanej mi tezy wyciąga się dodatkowo następny wniosek – na mocy niezrozumiałej dla mnie, przyznam, logiki – że „wszyscy więc powinni nastawić się na ochronę systemu (I filaru w ZUS) przed takimi zakusami, a nie straszyć przesunięciem składki z jednej do drugiej części zbilansowanego systemu". Użyte w tym zdaniu wyrażenia „zbilansowany system" i „przesunięcie składki" mogą wytwarzać mylne wrażenie, że propozycja rządowa jest prostym zabiegiem technicznym, który nic istotnego nie zmienia w naturze systemu emerytalnego i jego skutkach dla wzrostu gospodarki, dochodów zarówno osób pracujących, jak i przyszłych emerytów, czy bezpieczeństwa emerytur. A tak nie jest.