Na rekordowych w historii warszawskiej giełdy obrotach akcjami (250,6 mld zł) polskie biura maklerskie nie zyskały zbyt wiele. Na rynku coraz więcej do powiedzenia mają podmioty z zagranicy.
W 2011 r. najaktywniejszym brokerem na rynku akcji był Dom Maklerski Banku Handlowego. Pośredniczył w transakcjach opiewających na 57,9 mld zł, co stanowiło 11,5 proc. całego rynku akcji. Mimo nominalnego przyrostu wartości zleceń, DM?BH?nie udało się jednak obronić wysokich udziałów z 2010 r., kiedy jego klienci byli stroną 13,7 proc. wszystkich transakcji. Najszybciej udziały w rynku powiększał Credit Suisse Securities, kierowany przez byłego szefa analityków UniCredit CAIB Poland Tomasza Bardziłowskiego. Broker, którego większość zleceń realizowana jest w Londynie, awansował na drugą pozycję wśród najaktywniejszych, zwiększając udziały aż o 5,1 pkt proc. Credit Suisse zdecydował się na ponowne przyłączenie do warszawskiej giełdy pod koniec 2009 r.
Trzecią pozycję na rynku akcji zajął ING Securites, z 8,9-proc. udziałem w obrotach. Także i ten broker stracił niewielką część rynku w ostatnich miesiącach.
Obecnie status zdalnego członka giełdy, pozwalający składać zlecenia bez otwierania biura w Polsce, ma aż 30 instytucji – o 9 więcej, niż jeszcze rok temu. Do warszawskiego parkietu podłączali się przede wszystkim brokerzy regionalni z Rumunii, Bułgarii, Czech, Litwy czy Węgier. Ale to nie oni mieli wpływ na kształt rynku w 2011 r. Więcej do powiedzenia miały globalne banki inwestycyjne, które wchodziły na krajowy rynek wprawdzie w 2010 r., ale skrzydła rozwinęły dopiero w zakończonym właśnie roku.
Spory wzrost obrotów (o140 proc.) w stosunku do 2010 r. odnotował m.in. Goldman Sachs, który ma już 1,4 proc. udziału w transakcjach sesyjnych i jeszcze większy w transakcjach pakietowych. Udziały w rynku zwiększał także pochodzący z Czech Wood&Company (w sumie odpowiada już za 4,6 proc. wszystkich obrotów), szwajcarski UBS?(1,44 proc.) i skandynawski Neonet Securities (który zdobył sobie już prawie 1 proc. rynku akcji).