Uczestnicy dyskusji „Co nas czeka w 2012 roku?", zorganizowanej przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich i Szkołę Główną Handlową, są zgodni co do tego, że Europę czeka spowolnienie gospodarcze, jednak w najbliższym czasie nie powinno dojść do większych rynkowych turbulencji . – Strefa euro nie pozwoli na to, żeby doszło do niewypłacalności dużego kraju, takiego jak Hiszpania czy Włochy. Bardziej prawdopodobne jest natomiast kontrolowane wyjście ze wspólnoty Grecji, ponieważ sytuacja w tym kraju jest dramatyczna – ocenił dr. Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprzewodniczący Rady TEP. Spowolnienie gospodarcze w Europie dotknie Polskę, jednak, zdaniem specjalistów, będzie miało ono o wiele łagodniejszy przebieg niż kryzys po upadku Lehman Brothers. Musimy się jednak przygotować na słabszą dynamikę wzrostu w ciągu najbliższych kilku lat. – Nie łudźmy się, że szybko znowu będziemy mieć wzrost 7-8 proc. – powiedział prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC. Według prof. Stanisława Gomułki, głównego ekonomisty Business Centre Club, przez dwa-trzy najbliższe lata dynamika PKB utrzyma się na poziomie 2-3 proc., a potem nastąpi powrót do większych wzrostów.

Ekonomiści są podzieleni, co do tego, jak w tym roku będzie kształtował się popyt konsumpcyjny i inwestycje. – W drugim półroczu spożycie indywidualne zacznie spadać, przedsiębiorstwa zbiednieją i pojawi się wzrost bezrobocia. Nie spodziewam się wzrostu inwestycji, zarówno publicznych, jak i prywatnych – oceniła prof. Maria Drozdowicz-Bieć z Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH. Zdaniem prof. Orłowskiego, konsumpcja będzie rosła, a widoczny będzie spadek inwestycji publicznych, przy zapowiadanych przez rząd oszczędnościach budżetowych zwłaszcza wśród samorządów. Innego zdania jest prof. Wyżynkiewicz. - Są przesłanki do tego, że inwestycje w końcu drgną – Euro 2012 podciągnie  inwestycje, mamy ciepłą zimę, co przyspieszy działania np. w budownictwie, szykuje się też dobra sytuacja jeśli chodzi o inwestycje bezpośrednie zagraniczne – polska ma tu dobrą markę – ocenił.

Specjaliści krytycznie odnieśli się do działań rządu, mających na celu zaradzić rosnącemu zadłużeniu finansów publicznych. Podkreślali, że polityka luzowania fiskalnego (zwiększania wydatków) trwała zbyt długu, dlatego obecnie trzeba zaciskać pasa, a rząd ma związane ręce, ponieważ musi wypełniać zobowiązania wobec Unii Europejskiej. Jeżeli sytuacja w strefie euro pogorszyłaby się i nasz kraj wpadły w recesję, rentowności polskich obligacji wzrosłyby znacząco, powodując przekroczenie przez dług publiczny progu ostrożnościowego 55 proc. PKB. Politykę rządu, optymistycznie zakładającą spadek deficytu sektora finansów publicznych w tym roku do 2,97 proc. PKB, prof. Wyżnikiewicz ocenił jako ryzykowną. Jego zdaniem, rząd powinien myśleć w perspektywie szerszej niż tylko bieżący rok budżetowy i nie uciekać się do sztuczek w postaci odkupu papierów skarbowych i interwencji walutowych pod koniec roku.