Pierwsze było Stockton, które pod koniec czerwca złożyło wniosek o federalną ochronę przed wierzycielami. Miasto uznało, że nie miało innego wyjścia, ponieważ nie było w stanie spłacić swoich długów sięgających 26 mln dol. Kolejne było Mammoth Lakes, które na początku lipca poprosiło o ochronę przed bankructwem. W miniony wtorek dwustutysięczne San Bernardino także złożyło wniosek o bankructwo i deficytu sięgającego 46 mln dol. Na tym najprawdopodobniej się nie skończy.
Lata złego zarządzania doprowadziły miasta Kalifornii do krawędzi finansowej katastrofy. Stan ten od wielu lat funkcjonuje z deficytem budżetowym sięgającym 15-25 mld dol. W zeszłym roku było to 18 mld dol., ale PKB „Złotego Stanu" jest astronomiczny i w 2010 r. wyniósł 1,9 bln dol. i odpowiadał za 13 proc. PKB całych USA.
Radca prawny San Bernardino, James Penman, twierdzi, że urzędnicy miejscy od 16 lat fałszowali księgi rachunkowe i przedstawiali burmistrzowi oraz radzie miasta nieprawdziwe dane dotyczące deficytu budżetowego.
Urzędnicy San Bernardino stwierdzili, że z powodu deficytu wynoszącego 46 mln dol. sytuacja finansowa miasta była na tyle zła, że nie byłoby ono w stanie spłacić swoich wierzycieli i wypłacać pensji. Dlatego przegłosowano złożenie wniosku o bankructwo. Jedyną alternatywą dla tego kroku były „drakońskie oszczędności", które uderzyłyby w sprawność usług publicznych, m.in. służb oczyszczania miasta, a także policji i straży pożarnej. Deficyt budżetowy San Bernardino utrzymuje się nadal, pomimo renegocjacji pensji pracowników i obniżenia zatrudnienia o 20 proc.
Bankructwo San Bernardino, Stockton i Mammoth Lakes budzi obawy o sytuację fiskalną innych kalifornijskich miast, które z powodu malejących wpływów z podatków dochodowych i dużych deficytów redukowały liczbę etatów i usług publicznych. Przychody San Bernardino z tytułu podatków w ciągu minionych pięciu lat malały w tempie 16 mln dol. rocznie, głównie z powodu słabnącej sprzedaży i niższych wpływów z podatków od nieruchomości.