Zgodnie z obowiązującym od lat 50. XX w. zwyczajem dostojnicy Partii Komunistycznej spotkali się w październiku ubiegłego roku w Pekinie, aby nakreślić kolejny plan pięcioletni.
Decydenci postawili dwa główne cele. W 2016 r. siłą napędową ożywienia ma być konsument. Jednocześnie rząd, korzystając ze wszystkich niezbędnych środków, będzie walczył, aby PKB zbyt gwałtownie nie spowolnił, nawet jeśli ma to oznaczać pompowanie dodatkowych kredytów w już mocno zadłużone i schyłkowe sektory.
Problem w tym, że cele te – wspieranie gospodarki konsumenta oraz krótkoterminowe podkręcanie PKB – są w chińskich realiach sprzeczne. Rozwój gospodarki napędzanej konsumpcją oznacza de facto zaakceptowanie tempa wzrostu poniżej notowanych ostatnio 7 proc. Gwałtowny rozwój w ciągu ostatnich 35 lat doprowadził do przerostu mocy produkcyjnych, zanieczyszczenia środowiska i spadającej produktywności – mimo kurczenia się siły roboczej.
– Dla wielu ekonomistów przejście do modelu niższego, ale trwalszego, wzrostu opartego na mocnym sektorze usług i silnej konsumpcji domowej jest oczywiste. Tyle że konsumpcja i usługi nie są jeszcze w stanie przejąć roli, jaką obecnie odgrywa sektor nieruchomości, który (wraz z branżami towarzyszącymi, jak stal, cement i szkło) wciąż stanowi jedną czwartą chińskiej gospodarki – mówi Louis Kuijs, szef ds. gospodarki azjatyckiej w firmie konsultingowej Oxford Economics w Hongkongu.
Pekin próbuje realizować nowe priorytety za pomocą staroświeckich bodźców – cała analiza w styczniowym numerze „Bloomberg Businessweek Polska".