Poziom obaw inwestorów jest najwyższy od dekad

Wszystkie globalne marki cyfrowe trochę obrosły tłuszczem w czasie szczytu covidowego. Teraz wszystko wraca do normy – mówi Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners.

Publikacja: 24.01.2023 03:00

Poziom obaw inwestorów jest najwyższy od dekad

Foto: mat. pras.

Mamy mocny, pozytywny początek roku na rynkach finansowych, w kraju i za granicą, zarówno na rynku obligacji, jak i akcji. Jaki początek roku, taki cały rok?

Giełdy nie są przewidywalne. Można oczywiście próbować przewidywać, co się stanie, ale efekt będzie prawie losowy. Paradoksalnie wcale nie trzeba wiedzieć, w którą stronę podążą indeksy, żeby na tym zarabiać. Trzeba kupować akcje spółek atrakcyjnie wycenianych. Niezależnie, czy giełdy wzrosną, czy spadną, będzie to dobra inwestycja.

Na spółkach technologicznych, tzw. growth (wzrostowych), w Stanach Zjednoczonych obserwujemy przecenę, która zaczęła się w lutym 2021 r. Kursy spadają już 22. miesiąc. Indeks Nasdaq spada od 14 miesięcy. To nie może trwać w nieskończoność. Być może nawet spadki się skończyły, bo ceny wydają się już atrakcyjne.

Patrząc szerzej na rynek amerykański, który jest globalnym drogowskazem dla inwestorów, wyceny i wskaźniki tamtejszych spółek są niskie czy wysokie?

Są sektory, gdzie jest drogo. Nieatrakcyjne sektory to te, w których wszyscy się „chowali” w ostatnich kilkunastu miesiącach spadków. Były to spółki energetyczne albo produkujące dobra pierwszej potrzeby. Teraz ich wartość rynkowa już nawet 30-krotnie przewyższa ich zysk.

Czytaj więcej

KGHM chce sprzedawać sztabki złota Polakom

Na drugim końcu mamy te sektory, których inwestorzy unikali przez ostatnie 12 miesięcy. Chodzi o spółki technologiczne, które paradoksalnie zaczęły wchodzić w skład indeksów nie growth, lecz dojrzałych, czyli value (np. spółka Meta, właściciel Facebooka). Co ciekawe, instytucje klasyfikujące aktywa do indeksów zakwalifikowało z kolei wiele energetycznych spółek do indeksów wzrostowych. Podsumowując, amerykańskie spółki technologiczne zostały już mocno przecenione, mają atrakcyjne wskaźniki, prawie zawsze są niezadłużone i mają mnóstwo gotówki. Wciąż też szybko się rozwijają.

Jednak firmy technologiczne w USA zwalniają pracowników na potęgę. Co się dzieje? Przecież ostatnie dwa lata to przyspieszenie cyfrowej rewolucji. Jest się czego obawiać?

Poziom obaw inwestorów jest najwyższy od dekad. Niedoważenie profesjonalnych inwestorów w akcje amerykańskie, szczególnie sektor technologiczny, nie ma precedensu. Jest nawet gorzej, niż było w czasach kryzysu finansowego z lat 2008–2009, czy po pęknięciu bańki internetowej w 2001–2002 r. Zyskowne spółki technologiczne traktowane są jak aktywa toksyczne, nikt dzisiaj nie chce ich mieć w portfelu. Wielu zarządzających sprzedawało takie akcje pod koniec grudnia, aby tylko nie wykazywać ich w publicznych zestawieniach portfeli. W styczniu zaś je odkupowali. Gołym okiem widać niechęć „kapitału” do tego segmentu. Dlatego upatruję w nim największych okazji.

Największe spółki technologiczne zazwyczaj zwalniają kilka procent pracowników (4–10 proc. załogi). Nie jest to koniecznie oznaka czegoś złego. Na przykład Meta potroiła zatrudnienie w ostatnich kilku latach. Zwalniając kilka procent, cofa się w czasie kilka kwartałów. Wszystkie te globalne marki cyfrowe trochę obrosły tłuszczem w czasie szczytu covidowego. Teraz wszystko wraca do normy.

Zapytam o inflację i stopy procentowe. Mocno jastrzębi Fed się myli i za chwilę wobec spowolnienia czy nawet recesji zacznie w pośpiechu obniżać stopy procentowe?

Zapewne zacznie obniżać stopy procentowe wcześniej, niż to komunikuje. W krajach rozwiniętych inflacja przemija. W USA mamy już kolejny miesiąc jej spadku, a może nawet deflację. Oficjalna inflacja nie mierzy bowiem bieżących cen, po których można wynająć mieszkanie, czy kupić dom, tylko te, które ludzie płacą w kontraktach podpisanych na przykład rok temu. Inflacja publikowana przez Fed jest bardzo opóźniona. Widać to po cenach surowców, które są najniższe od wielu kwartałów (np. gaz). Ceny frachtu z Chin do USA czy Europy spadły ponad 90 proc.

Zachowania konsumentów i firm zmieniają się w czasie. Książki, które miałem na studiach, można wyrzucić do kosza, bo opisane tam rzeczy nie działają w dzisiejszym świecie. Jedyne skuteczne narzędzie w rękach Fedu to zarządzanie oczekiwaniami.

Obecnie za każdym razem, gdy ktoś z Fedu zabiera publicznie głos, straszy i mówi, że trzeba trzymać stopy procentowe na wysokim poziomie przez bardzo długi czas. To jedyne narzędzie do zarządzania oczekiwaniami, jedynej skutecznej rzeczy, którą można obniżyć inflację. Będziemy straszeni tą narracją, ale nie jest tak, że Fed będzie robił, co mówią jego członkowie. Jak inflacja oficjalnie zacznie spadać, to i stopy procentowe pójdą w dół. Te drugie zresztą nie są jakoś szczególnie wysokie, choć tempo ich wzrostu było gwałtowne. Niektórzy zapewne uzależnili się od taniego pieniądza, jak od narkotyku.

W takim razie w co lokować dzisiaj oszczędności? W kraju czy za granicą? W surowce, złoto, akcje czy obligacje?

Surowce to aktywa niepracujące. Nikt, poza fabrykami, które potrzebują miedzi czy innych surowców do produkcji, nie powinien używać surowców jako aktywa inwestycyjnego.

Złoto od tysięcy lat jest kulturowym fenomenem. To klasa aktywów do przechowywania wartości. Przez 100 lat nie wypracuje jednak nawet centa zysku, będzie tylko błyszczało. Pamiętajmy też, że złoto traci blask w odbiorze przez młode pokolenia. Młodsi, którzy nie przejmują się zmiennością, wolą akcje, np. Tesli.

Dlatego też złoto nie radziło sobie w ostatnich dziesięciu latach. Nadeszła duża inflacja, a złoto nie zdrożało, chociaż miało od niej chronić.

Mamy też do wyboru nieruchomości, akcje, obligacje. Trzeba wybrać region. Nie warto mieć skrzywienia lokalnego. Polska to tylko 0,6 proc. światowego PKB, mamy powolny system sądowniczy, zmienny system podatkowy, wojnę za granicami. Nie widzę uzasadnienia, żeby przeważać w portfelu aktywa polskie. Inwestując tylko w Polsce, nie uzyskamy ekspozycji na firmy korzystające z większych i szybciej rosnących rynków zbytu.

Akcje czy obligacje?

Należy pamiętać, że nie ma dużej różnicy między akcjami a obligacjami. Jedno i drugie jest strumieniem przyszłym przepływów pieniężnych, związane z tym samym ryzykiem emitenta. Akcje mają większą zmienność i dają więcej zarobić w dłuższym terminie. Na wielu rynkach akcyjnych mamy okazje kilku dekad. Mamy przestraszonych inwestorów, którzy uznali wysokojakościowe firmy za toksyczne. Z drugiej strony jest dość dobra sytuacja w gospodarce. Wszyscy obawiają się recesji, a jej nie widać na horyzoncie. Nawet jak przyjdzie, to nie będzie największa od dekad. Wszyscy się czegoś boją. Warto z tych obaw korzystać i dokładać do portfela to, co inni sprzedają.

Mamy mocny, pozytywny początek roku na rynkach finansowych, w kraju i za granicą, zarówno na rynku obligacji, jak i akcji. Jaki początek roku, taki cały rok?

Giełdy nie są przewidywalne. Można oczywiście próbować przewidywać, co się stanie, ale efekt będzie prawie losowy. Paradoksalnie wcale nie trzeba wiedzieć, w którą stronę podążą indeksy, żeby na tym zarabiać. Trzeba kupować akcje spółek atrakcyjnie wycenianych. Niezależnie, czy giełdy wzrosną, czy spadną, będzie to dobra inwestycja.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Branża audytorska wciąż rośnie w imponującym tempie
Finanse
Poznaliśmy najlepszych audytorów w Polsce. Ranking „Rzeczpospolitej”
Finanse
70 tys. zł za doradzanie w czasach PiS. PZU zrywa umowę z rektorem UW. Prof. Nowak: Sam odszedłem
Finanse
Cały rynek ściga się z czasem
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Finanse
Kłopoty z wyborem nowych władz PFR. Brakuje chętnych