Początek wtorkowej sesji zapowiadał się spokojnie i kurs złotego wobec euro i dolara kształtował się blisko poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Kolejne godziny upływały jednak pod znakiem deprecjacji polskiej waluty.
Trudne otoczenie
Nastroje na rynkach finansowych nie dopisywały, a powodów nie brakuje. Z jednej strony kryzys płynnościowy chińskiego dewelopera Evergrande nadal nie został rozwiązany. Rząd w Pekinie milczy w sprawie giganta i wiele wskazuje na to, że nie pomoże spółce w uregulowaniu zobowiązań, które opiewają na 305 mld dol. Dodatkowo ceny surowców energetycznych dynamicznie rosną, co budzi obawy o kryzys energetyczny. Ropa Brent jest najdroższa od 2018 r., a ceny gazu na amerykańskiej giełdzie są najwyższe od 2008 r. Wyraźnie rośnie rentowność amerykańskich obligacji skarbowych. We wtorek rentowność dziesięcioletnich papierów wzrosła do 1,56 proc.
W takim otoczeniu inwestorzy skłaniają się ku bezpiecznym walutom. We wtorek po południu notowania pary USD/PLN rosły o około 1 proc., do 3,9728 zł. Złoty osłabiał się również względem euro, za które inwestorzy płacili ponad 4,6393 zł. Ostatni raz złoty był tak słaby wobec euro w marcu. Z kolei kurs wobec dolara znajduje się już blisko tegorocznych szczytów na poziomie 3,9831 zł. Wzrost notowań USD/PLN napędzany jest z jednej strony przez inwestorów, którzy kupują dolara w obawie przed rynkowymi turbulencjami, a z drugiej przez słabość polskiej waluty. Dopalacz, który umocniłby złotego, mogłaby dać Rada Polityki Pieniężnej, która jednak nie chce zaostrzać polityki monetarnej, mimo najwyższej od dwóch dekad inflacji w Polsce. Kolejne dane dotyczące inflacji zostaną opublikowane w piątek. Wtedy inwestorzy poznają szacunek CPI za wrzesień.
Czytaj więcej
Według wiceprezes banku centralnego Marty Kightley niedawna deprecjacja złotego pomaga polskiej g...