Prezydent Barack Obama oficjalnie propozycję zamrożenia na trzy lata części wydatków budżetowych miał ogłosić w nocy polskiego czasu w swoim pierwszym orędziu o stanie państwa.
Zdaniem komentatorów pomysł ten ma pomóc demokratom w odzyskaniu poparcia Amerykanów i pokazać, że Biały Dom i Kongres skupią się w tym roku na rozwiązywaniu problemów gospodarczych i walce z bezrobociem.
Plan oszczędnościowy ma pomóc w walce z największym od zakończenia II wojny światowej deficytem, który w 2009 roku sięgnął 1,4 bln dol. – czyli równowartości 9,9 proc. PKB – a w 2010 r. szacowany jest przez Kongres na 1,35 bln dol., czyli równowartość 9,2 proc. PKB.
„Poznajcie prezydenta Obamę 2.0. W przeciwieństwie do wersji 2009 uaktualniona wersja z 2010 nie jest już rozrzutnikiem, który doprowadził deficyt do poziomów niewidzianych od II wojny światowej” – pisał „Wall Street Journal”, zapowiadając orędzie Obamy.
– Zamrożenie wydatków to świetna retoryka. Lecz choć brzmi bardzo dobrze, to gdy bliżej przyjrzymy się temu pomysłowi, zobaczymy, że będzie on dotyczyć tylko małej części budżetu, a poza tym Obama zamrozi je na i tak o wiele zbyt wysokim poziomie – przekonuje „Rz” Brian Darling, ekspert Heritage Foundation.