Na koniec 2009 r. zadłużenie wszystkich placówek sięgało 9,36 mld zł. To o ponad 2 proc. mniej niż na koniec III kwartału i o 6 proc. mniej niż na koniec 2008 r. – wynika z nowego zestawienia Ministerstwa Zdrowia. Zadłużenie całkowite było na koniec 2009 r. najniższe od I kw. 2005 r. Niższe były też zobowiązania wymagalne. Na koniec grudnia wynosiły 2,26 mld zł, o 4,6 proc. mniej niż na koniec września.
Opublikowane przez resort zdrowia dane są zaskakujące. W drugim półroczu 2009 r. sytuacja w publicznej służbie zdrowia się pogarszała. Nie doszło do podniesienia wycen świadczeń, a Narodowy Fundusz Zdrowia nie płacił za świadczenia wykonane ponad limity z kontraktów. Jak więc to możliwe, że zadłużenie spadało? Częściowo może to być efekt protestów szpitali. W części z nich pieniądze na leczenie skończyły się jesienią. NFZ uruchamiał rezerwy, przez co pieniędzy w systemie było więcej niż w 2008 r. – To mogło dać dobry wynik w IV kw. Ten rok zapowiada się na bardzo trudny – mówi Bolesław Piecha z PiS, szef sejmowej Komisji Zdrowia. Podobnego zdania jest Andrzej Sośnierz, były szef NFZ.
Ale jest też inne wytłumaczenie. Kolejne samorządy szykowały przekształcenia szpitali z publicznych placówek w spółki, a więc musiały spłacać ich całe zadłużenie. O tym, że wpływa to na statystyki, przekonuje m.in. Krzysztof Tuczapski, wiceszef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Niepublicznych Szpitali Samorządowych i prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego. – Zadłużenie szpitali rosło z powodu niedoszacowania kosztów oraz braku zapłaty za nadwykonania. Tak było w moim regionie – mówi Tuczapski.
[wyimek]550 mln zł o taką pomoc w spłacie długów szpitali starają się samorządy[/wyimek]
– W naszej ocenie zadłużenie szpitali publicznych uległo zwiększeniu i trend ten może się utrzymywać w związku ze wzrostem cen energii i wynagrodzeń – mówi Marek Falenta, prezes spółki Electus zajmującej się odzyskiwaniem szpitalnych długów i udzielaniem pożyczek placówkom ochrony zdrowia.