Od kilku lat eksporterzy narzekali, że umacniający się złoty szkodzi ich konkurencyjności (ceny towarów wyrażane w walutach obcych rosną) i całej gospodarce. Jednak ekonomiści przypominali: firmy narzekają, ale przystosowują się do zmieniającego się kursu, a poza tym interes eksporterów to nie wszystko – silny złoty bowiem pozwala ograniczać inflację. Ale od kilku tygodni, a szczególnie od początku lipca, komentarze się zmieniają. Zarówno z banku centralnego, jak i banków komercyjnych dochodzą opinie, że kurs złotego rzeczywiście może być za silny.
Od początku roku polska waluta umocniła się wobec euro o 11 proc., z czego tylko od początku lipca o 4 proc. W piątek euro kosztowało 3,21 zł. „Kurs złotego wzrósł już prawdopodobnie powyżej kursu równowagi” – napisali w specjalnym raporcie ekonomiści Citibanku. – Od niedawna złoty jest lekko przewartościowany – mówi Piotr Kalisz, ekonomista tego banku. Podobnego zdania jest Ryszard Petru, główny ekonomista BPH. – Wszystko na to wskazuje, że złoty jest już silniejszy od kursu równowagi dla gospodarki.
Coraz bardziej zaniepokojeni są również niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Prof. Andrzej Sławiński powiedział w piątek: – Być może wchodzimy w okres, w którym złoty mógłby się zacząć odchylać od kursu równowagi. Jeśli tak będzie, to mielibyśmy sytuację, w której kurs nadal pomaga ograniczać inflację, ale mogłoby się to stać kosztem narastania nierównowagi w handlu zagranicznym (czyli wyhamowania eksportu i zbyt szybkiego przyspieszenia importu – przyp. red.). Dawno ekonomiści nie byli tak zgodni z eksporterami.
Za każdym razem pojawia się magiczne określenie „kurs równowagi”. Co ono oznacza? – Jest to taki kurs, który z jednej strony pozwala ograniczyć inflację, a z drugiej nie szkodzi eksportowi – mówi Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku. Taki kurs nie prowadzi ani do przegrzania gospodarki (jeśli byłby zbyt słaby, napędzałby inflację), ani do zbyt gwałtownego hamowania. Przez ostatnie lata ekonomiści częściej mówili, że złoty może być nawet lekko za słaby.
Dlaczego teraz to się zmieniło? – Inwestorzy wykorzystują różnicę w stopach procentowych między Polską a strefą euro, wielu z nich liczy zapewne również na rychłe wejście Polski do eurolandu – mówi Kalisz.