– Ograniczenia wynikają z ustaleń Rady Ministrów o czasowym ograniczeniu wydatków budżetu państwa na 2009 rok o 10 procent – mówi „Rz” Magdalena Kobos, rzeczniczka Ministerstwa Finansów. – Wszyscy dostali takie pismo. Nie było wyjątku.
Lada dzień trafi ono również do Kancelarii Sejmu i Kancelarii Prezydenta.
Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF, argumentuje, że pieniędzy „zaoszczędzonych” na nadzorze budżet nie będzie mógł przeznaczyć na nic innego. Urząd nadzoru nie jest bowiem finansowany z budżetu. Płacą na niego banki, firmy ubezpieczeniowe, fundusze emerytalne, firmy obecne na rynku kapitałowym. Resort finansów jest tylko administratorem pieniędzy przekazywanych przez te instytucje.
– Jeżeli zapisze się w budżecie niższe wydatki na KNF, to automatycznie niższe będą przychody od nadzorowanych podmiotów – wyjaśnia Łukasz Dajnowicz.
I tak, według obecnych reguł (wysokość składek ustala Ministerstwo Finansów), banki co kwartał płacą na nadzór 0,00525 proc. swojej sumy bilansowej, firmy ubezpieczeniowe 0,0665 proc. zebranej składki, a fundusze emerytalne 0,1064 proc. wpływów OFE. Pieniądze od nich nie trafiają jednak bezpośrednio do kasy nadzoru. Najpierw wpłacane są do publicznego budżetu, a następnie resort finansów przydziela KNF odpowiednią pulę na wydatki. Minister może jednak podwyższać ustalone limity, ubezpieczycielom nawet do kwoty ponaddwukrotnie wyższej od aktualnej.