Brukseli nie podoba się sposób, w jaki w tym roku urzędnicy oceniają, czy przedsiębiorstwo potrzebuje wsparcia z funduszy strukturalnych.
Komisja Europejska zakwestionowała to, jak urzędnicy weryfikują wypełnianie przez duże przedsiębiorstwa tzw. efektu zachęty – dowiedziała się „Rz”. – Rzeczywiście mamy problem z opinią Komisji Europejskiej. Okazuje się, że liberalne podejście, które zastosowaliśmy wobec przedsiębiorców w programie „Innowacyjna gospodarka”, wymaga zmian – mówi Anna Kacprzyk, dyrektor Departamentu Funduszy Europejskich w Ministerstwie Gospodarki.
Od początku tego roku KE wymaga od dużych firm walczących o granty, by udowodniły, że nie zrealizują w pełni (lub wcale) inwestycji, jeśli Unia nie da im wsparcia. Obecnie przedsiębiorcy mogą ruszać z realizacją projektów w dzień po złożeniu wniosku. Po potwierdzeniu, że ich wniosek jest poprawny formalnie, wydatki, które ponoszą, mogą być częściowo sfinansowane z dotacji (tzw. koszty kwalifikowane). I tę zasadę zakwestionowała Bruksela – instytucja musi odrębnie poinformować, że w jej ocenie firma wypełnia efekt zachęty.
Czy to oznacza, że w najczarniejszym scenariuszu firmom, które zgłosiły się do tegorocznych konkursów i zbyt wcześnie ruszyły ze swoimi inwestycjami, grozi utrata dofinansowania? – Zrobimy wszystko, by do tego nie doszło – deklaruje Anna Kacprzyk. – W konkursach ocenialiśmy wypełnienie wymagań Komisji przez duże firmy. Jeśli inwestycja nie spełniała efektu zachęty, była oceniana negatywnie i nie miała szans na wsparcie. Problem dotyczy formalnego potwierdzenia, od którego momentu wydatki będą mogły być finansowane z dotacji.
Jednocześnie Jarosław Pawłowski, wiceminister rozwoju regionalnego, uspokaja: – Umowy z firmami będą podpisywane. Nie widzę powodu, by wstrzymywać ten proces.