[b]Rz: Euro wprowadzono we Francji już osiem lat temu, a mimo to wciąż są tam miejsca, gdzie ludzie chcą płacić we frankach. Skąd tyle sentymentu do nieistniejącej już waluty narodowej?[/b]
Tomasz Zaleśkiewicz: Przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Ludzie zauważyli, że przy okazji wprowadzania euro ceny poszły w górę. A to w naturalny sposób budzi w nich sprzeciw. To nie dotyczy wyłącznie Francji. W Niemczech na przykład europejska waluta otrzymała przydomek teuro, co można przetłumaczyć jako eurodrożyznę. A kiedy my w Polsce wprowadzimy euro, ten, kto zarabiał 2 tysiące złotych, dostanie wypłatę w wysokości 500 euro. Dlatego wielu ludziom się wydaje, że będą zarabiali mniej.
[b]Niechęć do euro to tylko strach przed drożyzną czy także przywiązanie do narodowej tradycji?[/b]
Ludzie przypisują pieniądzom nie tylko wartość ekonomiczną, ale także symboliczną i emocjonalną. Z walutą narodową mamy więc wiele skojarzeń, często bardzo pozytywnych, a ludzie tęsknią za tym, co budzi w nich pozytywne emocje. Rezygnacja z własnej waluty w naturalny sposób wywołuje więc przekonanie, że rezygnuje się z części wolności.
[b]Polacy też są przywiązani do złotego?[/b]