Już w pierwszych dniach sprawowania prezydencji w Unii Europejskiej polski rząd będzie musiał się zająć problemem nadmiernych połowów ryb. W lipcu, kiedy Polska przejmuje przewodnictwo w UE, Komisja Europejska przedstawi zarys polityki rybackiej na lata 2014 – 2020.
Według ekologów Unia marnuje środki przeznaczone na rybołówstwo i zezwala na nadmierne połowy. W interesie Polski jest natomiast utrzymanie wysokiego wsparcia dla naszych rybaków. Teraz dostajemy 17 proc. z Europejskiego Funduszu Rybackiego. Jego budżet na lata 2007 – 2013 wynosi 4,3 mld euro. Ale po 2014 r. wydatki mogą zmaleć. – Wspólna polityka rybacka poniosła porażkę, ponieważ nie zapobiegła problemowi przełowienia. Więcej funduszy powinno zostać w niej przeznaczone na badanie zasobów morskich i współpracę rybaków z instytucjami badawczymi – podkreśla Justyna Niewolewska z fundacji Nasza Ziemia, która weszła do koalicji Ocean 2012, zrzeszającej ponad 100 ekologicznych organizacji. Walczy ona m.in. o to, by rybacy łowili większe (czyli starsze) ryby.
W przypadku polskich rybaków dotknęłoby to połowów dorszy. Sporne są także limity połowowe – ekolodzy chcą ich zmniejszenia. Wskazują, że niektóre gatunki ryb są zagrożone wyginięciem, dotyczy to zwłaszcza tuńczyka błękitnopłetwego. Na Bałtyku, ich zdaniem, za dużo łowi się łososi, śledzi i dorszy.
Polscy rybacy obawiają się zmian. Wskazują, że przez ostatnie lata Polska nie pracowała nad reformą krajowego rybołówstwa. – Nie widzimy perspektyw połowów, gdy wprowadza się coraz większe obostrzenia. W dodatku ze wszystkich państw europejskich jesteśmy najmniej przygotowani do zmiany polityki – ocenia Ryszard Klimczak z Kołobrzeskiej Lokalnej Grupy Rybackiej.
Polska jest jednym z czołowych producentów przetworów rybnych w Europie. Wartość eksportu produktów rybnych wynosi 4 mld zł. Choć na Morzu Bałtyckim łowimy tylko około 100 tys. ton ryb, głównie szprotów, to przerabiamy aż 500 tys. ton. Dlatego powinniśmy walczyć o utrzymanie wysokich limitów.