Po pięciu latach od jego wybuchu, spór o źródła kryzysu trwa

Ekonomiści do dziś spierają się o przyczyny trwających od pięciu lat zawirowań w światowej gospodarce

Publikacja: 03.02.2012 05:35

Upadek Lehman Brothers uznawany jest za symbol światowego kryzysu

Upadek Lehman Brothers uznawany jest za symbol światowego kryzysu

Foto: AP

Kry­zy­sy fi­nan­so­we na­stę­pu­ją w kół­ko w myśl te­go sa­me­go sce­na­riu­sza – ta­ką te­zę sta­wia w „Eko­no­mii kry­zy­su" No­uriel Ro­ubi­ni, wy­kła­dow­ca z Uni­wer­sy­te­tu No­wo­jor­skie­go. Je­go opi­nia jest o ty­le waż­na, że uwa­ża się go za jed­ne­go z tych, któ­rzy prze­wi­dzie­li za­wi­ro­wa­nia, z ja­ki­mi świa­to­wa go­spo­dar­ka zma­ga się od pię­ciu lat.

Ale pro­ro­ków jest wię­cej, a ich nie­roz­strzy­gnię­ty do dziś spór o źró­dła ostat­nie­go kry­zy­su su­ge­ru­je, że wca­le nie był on po­wtór­ką zna­ne­go do­brze sce­na­riu­sza. Do­pro­wa­dzi­ło do nie­go wie­le pro­ce­sów, któ­rych jed­no­cze­sne wy­stą­pie­nie by­ło bar­dzo nie­praw­do­po­dob­ne.

Pompowanie bańki

To, że kry­zys z ostat­nich lat do dziś nie do­cze­kał się ka­no­nicz­ne­go wy­ja­śnie­nia, nie po­win­no dzi­wić. Spór eko­no­mi­stów o przy­czy­ny wiel­kiej de­pre­sji z lat 30. XX w. po­wszech­nie ak­cep­to­wal­ne­go roz­strzy­gnię­cia – sfor­mu­ło­wa­ne­go przez Mil­to­na Fried­ma­na – do­cze­kał się do­pie­ro trzy de­ka­dy póź­niej. Zgod­nie z je­go teo­rią do tak głę­bo­kiej de­pre­sji by nie do­szło, gdy­by nie to, że ame­ry­kań­ski bank cen­tral­ny (Fed) po­zwo­lił na spa­dek po­da­ży pie­nią­dza, za­miast zwięk­szyć go w re­ak­cji na pierw­sze ozna­ki ha­mo­wa­nia go­spo­dar­ki.

Tym ra­zem Fed by­wa obar­cza­ny wi­ną za to, że naj­pierw po­mógł na­pom­po­wać bań­kę na ame­ry­kań­skim ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści, któ­ra za­po­cząt­ko­wa­ła la­wi­nę kry­zy­so­wych wy­da­rzeń, a póź­niej tę la­wi­nę spo­tę­go­wał, pró­bu­jąc z nią wal­czyć. Ta­ką te­zę sta­wia John. B. Tay­lor, pro­fe­sor eko­no­mii na Uni­wer­sy­te­cie Stan­for­da.

Jak tłu­ma­czy, Fed w la­tach 2001–2006, czyli w czasie, kiedy kierował nim Alan Greenspan, pro­wa­dził ła­god­niej­szą po­li­ty­kę pie­nięż­ną, niż su­ge­ro­wa­ły spraw­dzo­ne w po­przed­nich dwudziestu la­tach re­gu­ły, bo bał się de­fla­cji, podobnej do tej, z ja­ką w la­tach 90. zma­ga­ła się Ja­po­nia. Zda­niem Ra­ghu­ra­ma Ra­ja­na, by­łe­go głów­ne­go eko­no­mi­sty MFW, mia­ło to jed­nak przede wszyst­kim zwią­zek z nie­ty­po­wym prze­bie­giem oży­wie­nia go­spo­dar­cze­go po po­przed­niej re­ce­sji: nie to­wa­rzy­szy­ła mu bo­wiem poprawa na ryn­ku pra­cy. A Fed jest zo­bo­wią­za­ny do dba­ło­ści nie tyl­ko o sta­bil­ność cen, ale tak­że o za­trud­nie­nie.

Gdy już na­pom­po­wa­na ta­nim kre­dy­tem bań­ka na ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści pę­kła, ame­ry­kań­ski bank cen­tral­ny do­ko­nał – zda­niem Tay­lo­ra – zbyt ostre­go cię­cia stóp pro­cen­to­wych. Wy­wo­ła­ło to sil­ną de­pre­cja­cję do­la­ra, któ­ra po­skut­ko­wa­ła sko­kiem cen ro­py naf­to­wej, ude­rza­jąc w go­spo­dar­kę.

Jak pod­kre­śla Ra­jan, ce­ny nie­ru­cho­mo­ści przed kry­zy­sem win­do­wa­ła jed­nak nie tyl­ko po­li­ty­ka Fe­du, ale też ame­ry­kań­skie­go rząd, któ­re­mu – m.in. z po­wo­du na­ra­sta­ją­cych nie­rów­no­ści do­cho­do­wych – za­le­ża­ło na jak naj­więk­szej do­stęp­no­ści do­mów. Wa­szyng­ton pro­mo­wał więc miesz­kal­nic­two m.in. przez kon­struk­cję sys­te­mu po­dat­ko­we­go oraz po­lu­zo­wa­nie za­sad dzia­ła­nia ta­kich pa­ra­rzą­do­wych in­sty­tu­cji, jak gwa­ran­tu­ją­ca kre­dy­ty hi­po­tecz­ne Fe­de­ral­na Ad­mi­ni­stra­cja Miesz­ka­nio­wa czy Fan­nie Mae i Fred­die Mac, któ­re sku­pu­ją od ban­ków po­życz­ki, aby umoż­li­wić im udzie­le­nie ko­lej­nych.

Pokusa nadużycia

Ra­jan, po­dob­nie jak Mark Zan­di, głów­ny eko­no­mi­sta fir­my ana­li­tycz­nej Eco­no­my.com, za­uwa­ża jed­nak, że koszt kre­dy­tu w USA przed kry­zy­sem czę­ścio­wo unie­za­leż­nił się od po­li­ty­ki pie­nięż­nej i fi­skal­nej Wa­szyng­to­nu. Sta­ło się tak za spra­wą glo­bal­nej nie­rów­no­wa­gi fi­nan­so­wej: trwa­łych de­fi­cy­tów na ra­chun­kach ob­ro­tów bie­żą­cych USA i kil­ku in­nych państw, któ­rym od­po­wia­da­ły nad­wyż­ki na ra­chun­kach kra­jów, któ­re swój mo­del roz­wo­ju opar­ły na eks­por­cie, m.in. Chin.

– Ame­ry­ka­nie chęt­nie kon­su­mo­wa­li, a resz­ta świa­ta ocho­czo sprze­da­wa­ła im po­żą­da­ne do­bra, in­ka­su­jąc do­la­ry. Ale te do­la­ry nie zo­sta­wa­ły za gra­ni­cą, tyl­ko wra­ca­ły do USA – tłu­ma­czy Zan­di. Sta­ra­jąc się po­wstrzy­mać umac­nia­nie swo­ich wa­lut wo­bec do­la­ra oraz szu­ka­jąc bez­piecz­nej lo­ka­ty nad­wy­żek han­dlo­wych, państwa eksporterzy ku­po­wa­ły­ bowiem obli­ga­cje skar­bo­we USA i za­bez­pie­czo­ne kre­dy­ta­mi hi­po­tecz­ny­mi pa­pie­ry dłuż­ne. W efek­cie, gdy Fed w 2004 r. za­czął pod­no­sić sto­py pro­cen­to­we, nie do­pro­wa­dził do ocze­ki­wa­ne­go wzro­stu ren­tow­ność ob­li­ga­cji i opro­cen­to­wa­nia kre­dy­tów.

Za sym­bol ostat­nie­go kry­zy­su po­wszech­nie ucho­dzi plaj­ta ban­ku Leh­man Bro­thers we wrze­śniu 2008 r. In­sty­tu­cje fi­nan­so­we moc­no ucier­pia­ły wsku­tek pęk­nię­cia bań­ki na ryn­ku do­mów nie tyl­ko dla­te­go, że udzie­li­ły du­żo nie­ścią­gal­nych kre­dy­tów, ale tak­że dla­te­go, że sa­me in­we­sto­wa­ły w stwo­rzo­ne na ba­zie tych kre­dy­tów skom­pli­ko­wa­ne i ry­zy­kow­ne pa­pie­ry war­to­ścio­we. Wśród po­wo­dów wska­zu­je się tzw. po­ku­sę nad­uży­cia, czy­li (słusz­ne, jak się oka­za­ło) prze­ko­na­nie fi­nan­si­stów, że w ra­zie trud­no­ści mo­gą li­czyć na po­moc rządów. Zy­ski z do­ko­ny­wa­nych in­we­sty­cji wy­da­wa­ły się więc nie­ogra­ni­czo­ne, w prze­ci­wień­stwie do ewen­tu­al­nych strat. To za­chę­ca­ło do ry­zy­ka, po­dob­nie jak wa­dli­wy sys­tem wy­na­gra­dza­nia ban­kierów i ni­skie sto­py pro­cen­to­we zmu­sza­ją­ce banki do po­szu­ki­wa­nia bar­dziej ren­tow­nych ak­ty­wów niż ob­li­ga­cje.

W tych po­szu­ki­wa­niach nie mo­gły po­mi­nąć kre­dy­tów hi­po­tecz­nych i opar­tych na nich in­stru­men­tów, na któ­re ogrom­ny po­pyt zgła­sza­ły wspie­ra­ne przez rząd in­sty­tu­cje hi­po­tecz­ne. Kon­ku­ru­jąc o je­go za­spo­ko­je­nie, ban­ki dra­stycz­nie po­lu­zo­wa­ły kry­te­ria udzie­la­nia kre­dy­tów i sto­so­wa­ły ogrom­ną dźwi­gnię fi­nan­so­wą.

Dla­cze­go pa­to­lo­giom w sek­to­rze ban­ko­wym nie za­po­bie­gli nad­zor­cy? Głównie dlatego, że do­cho­dzi­ło do nich przede wszyst­kim w sza­rej stre­fie ban­ko­wej, czy­li pod­mio­tach, któ­re  tak jak ban­ki  za­cią­ga­ją po­życz­ki i ich udzie­la­ją, ale ja­ko in­sty­tu­cje nie­de­po­zy­to­we nie są pod­da­ne tak su­ro­wym re­gu­la­cjom jak banki.

Masz pytanie, wyślij e-mail do redaktora sekcji „Świat ekonomii" Waldemara Grzegorczyka w.grzegorczyk@rp.pl

Kry­zy­sy fi­nan­so­we na­stę­pu­ją w kół­ko w myśl te­go sa­me­go sce­na­riu­sza – ta­ką te­zę sta­wia w „Eko­no­mii kry­zy­su" No­uriel Ro­ubi­ni, wy­kła­dow­ca z Uni­wer­sy­te­tu No­wo­jor­skie­go. Je­go opi­nia jest o ty­le waż­na, że uwa­ża się go za jed­ne­go z tych, któ­rzy prze­wi­dzie­li za­wi­ro­wa­nia, z ja­ki­mi świa­to­wa go­spo­dar­ka zma­ga się od pię­ciu lat.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje