Wczorajsza aukcja hiszpańskich papierów dłużnych była pierwszym rynkowym testem wiarygodności Madrytu po tym, gdy w weekend przyznał on, że będzie potrzebował do 100 mld euro z UE na ratowanie banków. Hiszpanii udało się go zaliczyć, choć nie bez problemów.
Madryt planował pozyskanie ze sprzedaży obligacji dwu-, trzy- i pięcioletnich 2 mld euro. Popyt inwestorów okazał się znacznie większy, sięgnął niemal 7,8 mld euro. Ale za pożyczki dla Madrytu dyktowali wysokie oprocentowanie. Średnia rentowność nowych pięciolatek sięgnęła rekordowych 6,1 proc. w porównaniu z niespełna 5 proc. na poprzedniej aukcji takich papierów na początku maja. Średnia rentowność dwulatek wyniosła 4,7 proc., choć jeszcze w marcu Hiszpania sprzedawała takie papiery przy rentowności na poziomie niespełna 2,1 proc.
Płomykiem nadziei dla Hiszpanii może być to, że na rynku wtórnym jej papiery dłużne od kilku dni drożeją (ich rentowność maleje), podobnie jak hiszpańskie akcje. Główny indeks madryckiej giełdy Ibex 35 zyskał w ciągu dwóch tygodni ponad 13 proc., podczas gdy paneuropejski indeks Stoxx 600 niespełna 7 proc.
Jak tłumaczy David Gualtieri, dyrektor ds. sprzedaży akcji w domu maklerskim Intermoney Valores, inwestorzy przerwali ostatnio grę na zniżkę walorów hiszpańskich banków na wypadek, gdyby okazało się, że ich kondycja nie jest tak fatalna, jak się dotąd obawiano.
Wczoraj wieczorem wicegubernetor Banku Hiszpanii Fernando Restoy przedstawił na konferencji prasowej wyniki audytu przeprowadzonego przez dwie firmy – Oliver Wyman i Roland Berger – szacującego potrzeby kapitałowe hiszpańskich kredytodawców. Mają one wynosić 16 – 62 mld euro. Rozwiało to obawy, że 100 mld euro zewnętrznej pomocy Hiszpanii nie wystarczy. O pieniądze te Madryt formalnie może poprosić do poniedziałku – zapowiedział wczoraj wieczorem szef Eurogrupy Jean-Claude Juncker.