To najgorszy wynik od 2008, kiedy obroty JPMorgan Chase, Bank of America, Citigroup, Goldman Sachs Group i Morgana Stanleya sięgały zaledwie 135 mld USD.
Głównym powodem słabego rezultatu w minionym półroczu były niskie stopy procentowe, a także mniejsze wpływy z handlu papierami wartościowymi oraz rozmaitych transakcji. Decydujący wpływ na to miał kryzys finansowy w strefie euro i spowalniający wzrost gospodarki chińskiej.
Roy Smith, profesor finansów w Stern School of Busioness i były partner w Goldman Sachs zwraca uwagę, że od 2009 roku większości banków nie udało się uzyskać zwrotu z kapitału przewyższającego jego koszt. Jego zdaniem wpływ nowych wymogów kapitałowych oraz aktów prawnych takich jak ustawa Dodda-Franka na zyskowność banków jest większy niż ich menedżerowie są skłonni przyznać.
Sytuacja graczy z Wall Street może się pogorszyć, gdyż od 2005 roku spadek dochodów amerykańskie banki odnotowywały zwykle w drugiej połowie roku, a nie już w pierwszym półroczu. Jak dotąd czołowe instytucje pozostają jednak niewrażliwe na apele inwestorów o bardziej zdecydowaną zmianę modelu biznesowego.
Goldman Sachs, który miał najmniejsze przychody w pierwszym półroczu od siedmiu lat, poinformował tylko, że w tym roku zamierza zaoszczędzić pół miliarda dolarów redukując koszty zatrudnienia. Prezes Lloyd Blankfein poprosił udziałowców cierpliwość, gdyż jego zdaniem wyniki się poprawią. Twierdzi, że winę za słabe rezultaty ponosi cykl koniunkturalny.