Propozycja Elżbiety Chojny-Duch, aby podwyższyć wysokość celu inflacyjnego NBP, bo jest zbyt restrykcyjny, nie chwyciła. Za tym pomysłem stoi chęć poszerzenia pola manewru polityki pieniężnej; podwyżka celu pozwoliłaby na większe redukcje stóp procentowych NBP, aby dostosować do niego politykę pieniężną.
Zmiany w kanonach
Ciekawe, czy profesor Chojnę-Duch zainspirował Olivier Blanchard, główny ekonomista MFW, który postulat podwyższenia celów inflacyjnych zgłosił, razem z kolegami, w lutym 2010 r.
Autorzy przedstawili następującą argumentację (ostatecznie też nie chwyciła). Podczas globalnego kryzysu stopy procentowe w kluczowych krajach rozwiniętego kapitalizmu zostały sprowadzone prawie do zera i dalsze obniżki stały się właściwie niemożliwe. Zgodnie z logiką wyższa przeciętna dynamika inflacji umożliwiłaby utrzymywanie stóp bankom centralnym na wyższej wysokości w czasach wysokiej aktywności, miałyby zatem szersze pole dla ich obniżek. Pośrednio wpierałoby to także pozycje fiskalne krajów w okresie recesji, gdyż koszty odsetek płaconych od długu publicznego byłyby niższe. Uznali jednak za otwartą kwestię, czy rozumowanie to uzasadnia podwyższenie celów inflacyjnych w przyszłości.
Trzeba porównać koszty i korzyści takiego posunięcia, czy nie doprowadziłoby to do rozchwiania oczekiwań inflacyjnych, które są teraz dobrze zakotwiczone dzięki długiemu okresowi niskiej inflacji i zbudowanej wiarogodności banków centralnych. Dotyczy to szczególnie krajów wschodzących z długą historią wysokiej inflacji, np. Turcji, ale i Polski. Ponadto rachunek ekonomiczny byłby wtedy mniej pewny, bo zakres dopuszczalnych wahań inflacji byłby wyższy; mogłoby to nieco obniżyć tempo inwestycji. Więcej energii przeznaczano by na „zgadywanie" dynamiki inflacji w przyszłości niż dotąd ze szkodą dla produkcji, choć różnice zapewne nie byłyby znaczące dla dobrobytu społeczeństwa.
Kryzys zmusił do rewizji kanonu polityki pieniężnej, który polegał na jednym celu (inflacyjnym na ogół) i stosowaniu jednego instrumentu – stopy procentowej. Najważniejsza zmiana dotyczy większej wagi luki popytowej (procentowej różnicy między rzeczywistą dynamiką PKB a potencjalną), i to szczególnie w krajach, które mają wyłącznie cel inflacyjny w odróżnieniu od USA, w których bank centralny ma obowiązek dbać także o pełne zatrudnienie. Podczas kryzysu okazało się, że zależność dynamiki inflacji od luki popytowej nie jest tak ścisła, jak dotąd sądzono, gdyż gwałtowny spadek stóp procentowych do zera, czyli do ujemnych wartości w ujęciu realnym, nie sprowokował dotychczas wybuchu inflacji.