Szacuje się, że łącznie przez platformy społecznościowe internauci pożyczyli w Polsce w ciągu ostatnich pięciu lat ok. 250 mln zł. To wciąż nisza, nawet w porównaniu z szacowaną na ok. 2,5 mld zł wartością całego sektora firm pożyczkowych. Ostatnio w branży zaczął się jednak ruch. W polskiej telewizji niemal równolegle pojawiły się reklamy dwóch nowych firm oferujących pożyczki w sieci: pochodzącego z Łotwy Vivus.pl i brytyjskiej Wonga.com. W obu serwisach, aby wziąć pożyczkę, wystarczy dowód osobisty i rachunek bankowy. Pieniądze trafiają do pożyczkobiorcy – jak zapewniają przedstawiciele obu firm – nawet w 15 minut. Obie jako swój atut wymieniają szybkość i praktyczne podejście do pożyczania pieniędzy.
Koszty dla klientów jednak sporo się różnią. Pożyczając w Vivusie 500 zł na 30 dni, musimy oddać 550 zł, w Wonga.com – aż 646 zł. Wyższe koszty mogą wynikać m.in. z tego, że Wonga jako jedyna firma na rynku podpisała umowę z Biurem Informacji Kredytowej i ponosi koszty wymiany informacjami o zadłużeniu klientów. Jak zapewnia BIK, wobec firm pożyczających w sieci cennik jest taki sam jak dla banków.
Vivus na polskim rynku działa od dziewięciu miesięcy. Na koniec kwietnia baza klientów serwisu przekroczyła 200 tys. osób, a firma udzieliła 150 mln zł pożyczek. – Wczoraj ruszyła nowa strona internetowa Vivus.pl. Jeszcze bardziej będzie podkreślona graficzna prezentacja oferty w formie suwaków. To, że jest to właściwy kierunek, widać też po tym, że w ostatnich miesiącach wiele firm konkurencyjnych przebudowało swoje strony w ten sposób – tłumaczy Marek Bosak z Vivus.pl. Na zmianę layoutu zdecydował się ostatnio Provident, wywodzący się z Wielkiej Brytanii lider na polskim rynku firm pożyczkowych.
Od kwietnia polscy internauci mogą też korzystać z usług szwedzkiego serwisu TrustBuddy. Firma proponuje jednak większą ingerencję firmy w kontakty pomiędzy biorcą a dawcą kapitału. Umowa podpisywana jest bezpośrednio pomiędzy klientami, ale to firma pożyczkowa zarządza pieniędzmi inwestora.