Ekonomiści i inwestorzy oczekiwali takiego komunikatu. Dzień wcześniej podobny usłyszeli z ust dwóch innych przedstawicieli banku centralnego USA: Williama Dudleya i Jamesa Bullarda. Na dodatek ostatnie dane pokazały, że inflacja wciąż maleje.
Mimo to wczorajsze wystąpienie Bernankego w Kongresie miało wyraźny wpływ na rynki finansowe. Główne indeksy z Wall Street, które przed wystąpieniem szefa Fedu nieznacznie zwyżkowały, ruszyły wyraźnie w górę. W pierwszej chwili osłabił się natomiast dolar, który w ostatnich miesiącach umacniał się na fali spekulacji, że ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE) w USA, czyli skup przez Fed aktywów za wykreowane pieniądze, ma się ku końcowi. Po południu amerykańska waluta znów jednak zyskiwała na wartości zarówno wobec euro, jak i złotego.
Część analityków wskazywała przed wystąpieniem Bernankego, że zwyżki na Wall Street to właśnie jeden z czynników, które mogą skłaniać Fed do przerwania trzeciej rundy QE, trwającej od jesieni, albo przynajmniej do ograniczenia jej skali. Gwałtowny wzrost cen akcji naraża bowiem Fed na zarzuty, że pompuje nową bańkę spekulacyjną.
Ale Bernanke dał do zrozumienia, że obecnie bardziej martwią go ewentualne skutki przerwania QE w sytuacji, gdy stopa bezrobocia w USA jest powyżej, a inflacja wyraźnie poniżej celów banku centralnego. – Przedwczesne zacieśnienie polityki pieniężnej stwarzałoby poważne ryzyko, że ożywienie gospodarcze zwolni albo wręcz zahamuje, a inflacja spadnie jeszcze bardziej – powiedział przewodniczący Fedu.
Wskaźnik cen, do którego Fed przykłada największą wagę (tzw. bazowy indeks PCE), wzrósł w marcu o zaledwie