Lista sieci hotelowych, które informują o lepszych wynikach finansowych jest długa. W drugim kwartale Marriott odnotował wzrost zysków o 25 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2012 r. i zarobił na czysto 179 mln dol. Sieć Hyatt Hotels opublikowała raport lepszy od prognoz analityków z z Wall Street, przynosząc akcjonariuszom 70 milionów zysku. W ubiegłym roku Hyatt zarobił tylko 39 milionów. Starwood poprawił wyniki finansowe o 12 proc. z 137-milionowym profitem netto.
Z kolei największej sieci hotelowej na świecie InterContinental Hotels Group udało się zwiększyć zysk netto o 26 procent do 341 milionów dolarów. Stosunkowo najskromniejszy wzrost zanotował Wyndham, który zarobił 133 miliony dolarów (rok temu - 128 mln dol.).
Eksperci nie mają wątpliwości – Amerykanie znów zaczęli wyjeżdżać z domów w celach turystycznych. Zwiększył się także ruch w grupie osób podróżujących biznesowo, ale przede wszystkim indywidualnie. Większość sieci odnotowała więc poprawę pod względem wyników finansowych, wskaźników "obłożenia" pokojów hotelowych, cenników za wynajem, czy liczby nowo budowanych placówek. W skali całego kraju w czerwcu zajętych było średnio 61,8 proc. pokojów, podczas gdy rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 60,9 proc.
Hotele jednak mają wciąż problem z rozwinięciem najbardziej lukratywnej działalności – organizacji imprez, konferencji i konwencji. Dochody z tej gałęzi hotelarstwa często stanowią nawet jedną trzecią obrotów. W tej dziedzinie odczuwane są wciąż skutki kryzysu finansowego i drastycznego obcinanie wydatków przez spółki i organizacje. W ostatnich miesiącach hotelarze odczuli dodatkowo skutki tzw. sekwestru, czyli obowiązkowych cięć budżetowych rządu federalnego. Uderzyło to przede wszystkim w hotele w okolicach stolicy kraju – Waszyngtonu.
Tomasz Deptuła z Nowego Jorku