W ubiegłym miesiącu japońska Agencja Usług Finansowych (Financial Services Agency) nakazała bankowi Mizuho Financial Group poprawę procedur a czołowi jego menedżerowie mają do jutra poinformować co i kiedy wiedzieli, że jednostka Mizuho specjalizująca się w finansowaniu kredytów konsumenckich pożyczała pieniądze gangsterom.
Wzmożona walka z syndykatem trwa od 2011 r., kiedy to robienie biznesu z gangsterami stało się w Japonii nielegalne, zaś władze Stanów Zjednoczonych nakazały instytucjom finansowym zamrożenie funduszy yakuzy.
- Presja na yakuzę zdecydowanie wzrosła - twierdzi Hideaki Aihara, szef krajowego centrum zajmującego się zwalczaniem tego syndykatu. Ten były szef policji w Tokio nie ma wątpliwości, że gangsterom coraz trudniej jest prowadzić interesy. W 2011 r. szeregi yakuzy przerzedziły się o 11 proc. do 70,2 tys., zaś w ubiegłym roku syndykatowi ubyło kolejne 10 proc.
Wprawdzie gangi w Japonii nie są nielegalne, ale nierespektowanie zarządzeń władz, które wymagają, by klienci chcący skorzystać usług finansowych i innych poświadczali, że nie mają związków ze światem przestępczym, jest karane grzywną bądź więzieniem.
W ubiegłym roku policja aresztowała ponad 24 tys. członków yakuzy za wymuszenia, handel narkotykami, hazard, kradzieże i oszustwa. W ostatnich latach syndykat zajął się też działalnością finansową, budownictwem i zagospodarowaniem odpadów, wynika z policyjnych raportów.