W piątek kurs franka w złotych rósł już szósty dzień z rzędu. Kurs euro zwyżkował po raz piąty w ciągu sześciu dni. Po południu za jednego franka było trzeba zapłacić już blisko 3,50 zł. To najwięcej od początku lipca ub.r.

Euro kosztowało nieco ponad 4,24 zł, czyli wciąż mniej, niż po poprzednim osłabieniu pod koniec stycznia. Ale od styczniowego maksimum kurs ten dzieli już niespełna grosz, a analitycy ostrzegają, że po jego przebiciu złoty może się osłabić nawet do 4,29 zł za euro.

W ciągu minionego miesiąca złoty osłabił się wobec euro o 2,3 proc., a wobec franka o 3 proc. Analitycy nie mają wątpliwości, że jest to związane z sytuacją polityczną na Ukrainie.

- Ostatnie kilkanaście godzin handlu na rynku złotego przyniosło, istotny z punktu widzenia analizy technicznej, spadek wyceny. Ponownie należy tutaj mówić o negatywnym wpływie czynników zewnętrznych, w tym przede wszystkim wzroście napięć na Ukrainie. Informacja o manewrach wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą dość skutecznie doprowadziła do wzrostu awersji do ryzyka na rynkach w konsekwencji osłabiając waluty państw wschodzących, w tym złotego – komentował rano Konrad Ryczko, analityk walutowy DM BOŚ.

Spośród krajowych czynników, które negatywnie wpływają na notowania polskiej waluty, analitycy wskazują na dane o dynamice cen w lutym. Inflacja roczna wyniosła trzeci miesiąc z rzędu 0,7 proc., podczas gdy ekonomiści spodziewali się, że przyspieszy ona do 0,8 proc. Niska inflacja może pozwolić Radzie Polityki Pieniężnej utrzymać stopy procentowe na obecnym poziomie (2,5 proc.) dłużej, niż dotąd sygnalizowała. Po posiedzeniu tydzień temu RPP wskazała, że koszt kredytu przypuszczalnie pozostanie bez zmian co najmniej do końca III kwartału br.