Jowialny Brytyjczyk – dla przyjaciół Hitch – do mistrzostwa dochodził latami. Ukazujące się pierwszy raz w Polsce na DVD filmy: "Morderstwo", "Oszustwo", "Numer siedemnaście" i "Korespondent zagraniczny" są fascynujące, bo można w nich obserwować, jak reżyser wypróbowywał motywy i rozwiązania fabularne, które później stały się jego znakiem firmowym na równi z nieodłącznym cygarem.
[srodtytul]Kto zabił? [/srodtytul]
Zanim Hitchcock wyemigrował z Wielkiej Brytanii do Hollywood, nakręcił na Wyspach 23 filmy. "Morderstwo" (1930) było jednym z jego pierwszych obrazów dźwiękowych. Aktorka zostaje oskarżona o zamordowanie przyjaciółki z trupy teatralnej. Przysięgli wydają skazujący wyrok, ale jeden z nich ma wyrzuty sumienia. Podejmuje więc śledztwo na własną rękę, by uratować kobietę przed karą śmierci.
"Morderstwo" to typowy – jak mawiają Anglosasi – whodunit, czyli opowiastka, w której bohater zastanawia się, "kto zabił?". Dlatego po latach Hitchcock, choć uważał swój film za interesujący, pomniejszał jego znaczenie. – Nie przepadam za nim – mówił w wywiadzie rzece z Francois Truffaut. – "Whodunit" przypomina puzzle albo krzyżówkę. Spokojnie czeka pan, aż padnie odpowiedź na pytanie "kto zabił?". Żadnej emocji.
Mimo to Hitchcock się starał, by "Morderstwo" nie byłoprostą łamigłówką. W finale sfilmował mordercę, który przygotowuje się do akrobatycznego skoku na trapezie. Mężczyzna wiąże sobie wokół szyi pętlę. Skok. Zdławiony krzyk publiczności. Kamera pokazuje dyndający sznur, a nie konwulsyjnie wijące się ciało. Tylko Quentin Tarantino potrafi we współczesnym kinie stworzyć równie trudne do zniesienia napięcie.