Bez znieczulenia

Gdynia 2009. Młodzi filmowcy wnoszą do polskiego kina drapieżność i nową wrażliwość

Publikacja: 18.09.2009 04:10

Anna Popławska w „Zerze” Pawła Borowskiego

Anna Popławska w „Zerze” Pawła Borowskiego

Foto: Monolith

[b][link=http://www.rp.pl/temat/361952.html]Jak głosowali krytycy[/link][/b]

Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nareszcie stało się to, na co czekaliśmy od dawna: w Gdyni z ogromną siłą objawiła się nowa generacja twórców.

Swoje pierwsze fabuły pokazali Lankosz, Borowski, Wrona, Rosłaniec, Dębska, doszlusowując do niedawnych debiutantów, takich jak Smarzowski, Fabicki, Piekorz czy Żuławski. I śmiało można powiedzieć, że to oni nadają dzisiaj ton naszemu kinu. Wnoszą na ekran ożywienie, z dystansu patrzą na historię, ale też wnikliwie przyglądają się współczesności.

[srodtytul]Sekwencje jak nanizane koraliki[/srodtytul]

W pierwszej scenie „Zera” Pawła Borowskiego elegancki biznesmen zleca dwóm prywatnym detektywom śledzenie żony. Detektywi jadą furgonetką, zatrzymują się na światłach. Kupują gazetę od ulicznego sprzedawcy.

Dalej obserwujemy sprzedawcę, który podchodzi do stojącej w korku taksówki. Pasażer z tylnego siedzenia bierze pismo i kamera zostaje już przy nim. Widzimy, jak mężczyzna wysiada z samochodu i wchodzi do wieżowca. W biurze siada naprzeciwko sekretarki, która rozmawia przez telefon z matką lekarką.

Ta musi szybko kończyć rozmowę, bo podbiega pielęgniarka, mówiąc, że jest dawca nerki dla chorego dziecka. Teraz kamera podąża za pielęgniarką, by za chwilę przenieść się na potrąconą przez nią w biegu, zagubioną na szpitalnym korytarzu dziewczynę. Dziewczyna wychodzi przed budynek, dzwoni do faceta, który wchodzi do studia, gdzie kręcą pornosy...

W „Zerze” akcja przenosi się z osoby na osobę. Kolejne epizody są jak koraliki pieczołowicie nizane na sznurek. Bohaterów jest ponad 20, ich historie zaczynają się ze sobą zazębiać i łączyć. Żona prezesa dużej firmy zdradza go ze współpracownikiem; niezamożne małżeństwo musi zdobyć pieniądze, by przyspieszyć dziecku przeszczep nerki; pedofil bezwzględnie wykorzystuje małe dziewczynki; stary ojciec wyrzekł się syna, który popełnił przestępstwo; dziewczyna producenta pornosów zachodzi w ciążę; inna kobieta, cierpiąca na bezpłodność, daremnie marzy o dziecku. Jedni dążą za wszelką cenę do prawdy, inni wolą być oszukiwani. Nędza miesza się z bogactwem, tradycja z nowoczesnością.

Kamera odwiedza luksusowe apartamenty, szklane biurowce, skromne mieszkanka z makatkami na ścianach i podrzędne hoteliki. Przenikają się style życia i hierarchie wartości. Scenariusz filmu Pawła Borowskiego jest precyzyjny, a obraz tętni rytmem życia wielkiego miasta. Kamera pokazuje chwile szczęścia i rozpaczy, egoizm i poświęcenie. Ale przede wszystkim jest na ekranie kawałek dzisiejszej Polski.

„Zero” to wydarzenie festiwalu. Obraz perfekcyjnie zrealizowany i świetnie zagrany przez plejadę znanych aktorów i debiutantów. Aż trudno uwierzyć, że Paweł Borowski – twórca o takim warsztacie – dyrektor kreatywny jednej z dużych agencji reklamowych, nigdy nie studiował reżyserii.

[srodtytul]Zostawić po sobie ślad[/srodtytul]

Rytm współczesności czuje się również w filmie innego debiutanta – Marcina Wrony. „Moja krew” to historia boksera, silnego, młodego człowieka, który w jednej z walk zostaje poważnie ranny. Dotąd liczył się dla niego tylko boks. Teraz nie może walczyć. Została pustka, której nie są w stanie zagłuszyć szaleństwa w nocnych klubach ani szybki seks. Na dodatek po serii badań Igor dowiaduje się, że ma przed sobą niewiele życia. A chce zostawić jakikolwiek ślad. Namawia młodą Wietnamkę, która pracuje w barze przy Stadionie Dziesięciolecia, żeby w zamian za ślub i obywatelstwo urodziła mu dziecko.

I znów, jak u Borowskiego, na ekranie przegląda się Polska. Pełna brudu, niespełnionych marzeń, rozwianych złudzeń. W realistycznych, niespokojnych zdjęciach Pawła Flisa czuje się niepewność i bezwzględność codzienności. Wrona dba o detale. Bez znieczulenia pokazuje Warszawę, jakiej nie znamy. Może nawet nie chcemy znać. Wstrząsająca jest scena, w której bokser, szukając dziewczyny, wtargnie do ciasnego, brudnego mieszkania wietnamskich emigrantów.

„Moja krew” jest zapisem brutalnego czasu, w którym liczą się tylko zwycięzcy. Ale i tęsknot. Za bezpieczeństwem, za uczuciem. Za czymkolwiek, na czym można oprzeć życie.

[srodtytul]Powiew świeżości[/srodtytul]

Oba te filmy wnoszą do naszego kina powiew świeżości. I oba, podobnie jak wcześniej debiuty Sławomira Fabickiego czy Adama Guzińskiego, powstały w „Opusie” Piotra Dzięcioła. Dobrze, że są producenci, którzy nie tłuką kolejnych komedii romantycznych, lecz potrafią zaryzykować i oddać kamerę ludziom, którzy mają coś do powiedzenia o naszej współczesności.

[ramka][b]Ranking krytyków[/b]

Recenzenci filmowi „Tygodnika Powszechnego”, „Polityki”, „Filmu” i „Rzeczpospolitej” oceniają festiwalowe pokazy w skali od 1 do 6.Oto trzy najlepsze filmy (w nawiasie średnia ocena):

„Rewers”, reż. Borys Lankosz (5)

„Dom zły”, reż. Wojciech Smarzowski (4,6)

„Zero”, reż. Paweł Borowski (4,5)[/ramka]

[b][link=http://www.rp.pl/temat/361952.html]Jak głosowali krytycy[/link][/b]

Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nareszcie stało się to, na co czekaliśmy od dawna: w Gdyni z ogromną siłą objawiła się nowa generacja twórców.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta