Jego tata Jerzy uważa, że to całkiem niezły pomysł. Chłopiec czuje się na planie swobodnie, budzi ciepłe odruchy, a kamera kocha go od dziecka.
Medialną karierę przepowiedziała mu nieznana kobieta, na ulicy Santa Monica koło Los Angeles. Złotowłosy i błękitnooki trzylatek szedł z mamą, kiedy zaczepiła ich sympatycznie wyglądająca pani. Nie była agentką, ale zwróciła uwagę na fotogeniczność chłopca. Kiedy po czteroletnim kontrakcie w Stanach (bynajmniej niezwiązanym z przemysłem filmowym) Jerzy Walewski wrócił z rodziną do Polski, postanowili z żoną sprawą się zainteresować. Marcin trafił do reklamy, potem zaczął dostawać propozycje z serialowych produkcji.
By za bardzo dziecka nie obciążać, rodzice wybierali jedynie epizody, m.in. w „Na Wspólnej”, „Glinie” czy „Niani”. Marcin dawał sobie nieźle radę z tymi aktorskimi zadaniami.
– Zabrzmi to może nieskromnie – uśmiecha się Jerzy Walewski – ale podejrzewam, że artystyczne zdolności mogły na syna spłynąć ze strony mojej rodziny. Po linii mojej mamy, a babci Marcina. Była ona bardzo muzykalna.
Tata Marcina ukończył średnią szkołę muzyczną, a w szkolnych przedstawieniach chętnie parodiował znane postaci. – Za to urodę syn przejął od żony, więc się to wszystko ładnie wymieszało – dodaje.
[srodtytul]Zauroczenie w Wenecji [/srodtytul]
Pierwszą propozycją filmową był „Braciszek” Andrzeja Barańskiego z Arturem Barcisiem w roli głównej. Potem Marcin trafił na casting do kinowej produkcji „Trzy minuty. 21:37”, gdzie zagrał chłopca, którego ojciec (w postać tę wcielił się Paweł Królikowski) boryka się z biedą i problemami rodzinnymi.
Najważniejszym do tej pory filmowym doświadczeniem była „Wenecja”. Przepięknie sfilmowany przez Artura Reinhardta film, niezwykłej urody scenografia, dorosłe kreacje, a także wygrana na niuansach, poruszająca rola Marcina, zauroczyły widzów i jurorów festiwalu w Gdyni.
Być może poddał się temu urokowi także Janusz Zaorski, który zaproponował Marcinowi udział w swoim najnowszym filmie. Powstały już tzw. zdjęcia uciekające, a od października ma ruszyć realizacja „Syberiady polskiej” opartej na powieści Zbigniewa Dominy. Film pokaże historię mieszkańców ziem wschodnich wywiezionych w 1940 roku, skupiając się na losach jednej rodziny: ojca, matki, która umiera na Syberii, oraz ich dwóch synów. Marcin zagra młodszego z nich.
[srodtytul]By chodził po ziemi [/srodtytul]
W Gimnazjum im. Czesława Niemena, do którego chodzi od września, dyrekcja i nauczyciele pewnie wzięli pod uwagę nie tylko jego dobre oceny z egzaminów, ale i udział w „Wenecji“ oraz wyrazili zgodę na opuszczenie przez Marcina zajęć w październiku. Będzie wtedy na planie „Syberiady...”.
Ojciec wierzy, że syn szybko nadrobi braki.
– Już w szkole podstawowej nauczyciele zauważyli, że im więcej miał obowiązków, tym lepiej się z nich wywiązywał – zapewnia.
Ucząc się i grając, Marcin znajduje też czas na pasje. Największą są deski. Zarówno te na rolkach, jak i na śnieg oraz fale. Wydaje na nie najwięcej pieniędzy. – Pozwalamy na to, bo musi mieć też taką satysfakcję ze swojej pracy – komentuje ojciec.
Kiedy po pokazach na festiwalu w Gdyni pytałam Marcina, jak zmieniła się jego sytuacja w szkole, od kiedy zaczął grać w filmie, zapewniał, że wcale.
– Mówił szczerze – potwierdza ojciec. – Robi wszystko, by nie być odbieranym jako ktoś szczególny. Ma wielu kolegów.
Rodzice dbają też, by światek filmowy, w którym Marcin sporo teraz przebywa, uczestnicząc m.in. w premierach, nie zmienił za bardzo naturalnego, pełnego energii, pomysłowości i wyobraźni syna.
– Nie wiemy, jaki obecne doświadczenia będą miały na niego wpływ za parę lat, ale staramy się, by cały czas miał kontakt z rzeczywistością, by chodził po ziemi – mówią.
[srodtytul]Nagroda do przyszłości [/srodtytul]
Filmowa przygoda, zwłaszcza podkreślona nagrodami na poważnych dorosłych festiwalach, nie trafia się zbyt często. Chociaż jest wielu dziecięcych aktorów, których po latach pamiętamy. Jak Poldka (Henryka Gołębiewskiego) i Dudusia (Filipa Łobodzińskiego) z „Podróży za jeden uśmiech” czy Mareczka z „Czterdziestolatka”.
Popularność przyniosły im jednak seriale. Polskie filmy kinowe z udziałem świetnie grających dzieci jeśli dostawały nagrody, to głównie na festiwalach poświęconych młodym widzom.
Ostatnio sytuacja wyraźnie się zmieniła, czego dowodem mogą być opisani wyżej chłopcy.
Mniej szczęścia od nich miał Wojciech Klata, w 1986 roku jedynie nominowany na festiwalu w Gdyni do nagrody za pierwszoplanową rolę męską za „300 mil do nieba”. Za to 14 lat temu, na 21. FPFF, przyznano za role dziecięce dodatkową nagrodę. Otrzymali je: Marcelina Zjawińska („Autoportret z kochanką“ Radosława Piwowarskiego), Bartosz Obuchowicz („Cwał” Krzysztofa Zanussiego), Mateusz Hornung i Arkadiusz Walkowiak („Poznań’ 56” Filipa Bajona), Michał Michalak („Kratka”). Spośród tej gromadki tylko Bartosz Obuchowicz pozostał w filmie, ale kojarzony jest głównie z serialami.
Filip i Marcin, a także ich rodzice mają świadomość, jak kapryśny jest filmowy rynek. Korzystają ze swoich „pięciu minut”, ale nie budują na nich dalekich planów. Czy ciąg dalszy w karierze chłopców przeciągnie się w dorosłe życie? Czas pokaże.