Filmowa karma według Refna

Wakacje to czas, w którym sięgam po filmy i książki, których - z różnych przyczyn - nie mam czasu trawić w ciągu roku szkolnego.

Publikacja: 07.08.2013 12:28

"Tylko Bóg wybacza"

"Tylko Bóg wybacza"

Foto: Gutek Film

Red

Zbiera się tego zwykle stosik, który i tak – mimo ambitnych planów – nie zostaje ogarnięty w ciągu kanikuły. Ale zawsze cosik się z tego uszczknie, zwłaszcza rzeczy, których oglądanie w ciągu roku niesie ze sobą poczucie „moralnego kaca”. No bo ogląda się jakąś gatunkową „pierdułkę”, a w kącie czeka przecież nietknięta klasyka filmowa, albo poważny

arthouse

, z którym zapoznać się trzeba z powodów zawodowych.

Są więc wakacje czasem oddawania się „wstydliwym przyjemnościom”, takim jak choćby najnowszy film Nicholasa Windinga Refna

Tylko Bóg wybacza

, którego wejście na ekrany kin podzieliło tak widzów, jak i krytyków. Po „cacuszku”, jakim był wypieszczony do ostatniej klatki

Drive (

brawurowe połączenie kina akcji z melodramatem, utrzymanym w konwencji kina MTV lat 80.),

Tylko Bóg wybacza -

zimny,  skrajnie brutalny, choć znów wystylizowany do granic obraz Refna - przyjęty został raczej z rezerwą. Nawet z niechęcią i formułowanymi pod adresem duńskiego reżysera zarzutami grafomanii.

A jednak rozgrywającego się w Tajlandii filmu Refna nie sposób zbyć wzruszeniem ramion. To dzieło ze wszech miar godne uwagi.  Refn – który rzucił filmową szkołę, by  nie zdeprawowała jego wizji kina – określił się w wywiadzie dla „Guardiana” jako „pornograf” – reżyser, którego w kinie interesują jedynie „momenty”. Nie chodzi tu rzecz jasna o „momenty” sensu stricte pornograficzne, ale raczej o taką konstrukcję dzieła filmowego, by skomponować je ze scen najbardziej intrygujących, tak pod względem formalnej kompozycji, jak i znaczenia.

Refnowi chodzi o stworzenie filmu na swój sposób „wolnego” – to znaczy takiego, który ułożony byłby właśnie z takich najbardziej aktrakcyjnych, a jednocześnie wyzwalających w widzu żądzę interpretacji scen, luźno połączonych ciągiem przyczynowo-skutkowym. Tak oczywiście postępują reżyserzy kina arthousowego, którego mistrzem jest, nota bene, tajlandzki reżyser Apichatpong Weerasethakul. Jednak w przeciwieństwie do większości twórców kina artystycznego, Refn – rozkochany w kinie gatunkowym, zwłaszcza tym klasy „B” i „C”, pochłanianym w dzieciństwie na wideo – posługuje się matrycami kina

genre’owego

, „wyciskając” z gatunkowych wzorców to, co w nich najciekawsze, najbardziej widowiskowe. Co chyba najważniejsze, Refn – być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy (na tym właśnie polega jego talent, ale i w ogóle na tym polega talent jako taki) – używając kina gatunkowego, tworzy filmowe moralitety. Dzieła, które – jakby wbrew sobie – zawierają głębsze, egzystencjalne znaczenie. Przez świecące, migotliwe obrazy, „podbite” czadową muzyką (kłania się stary mistrz Eisenstein z jego koncepcją „montażu pionowego”) prześwieca często filozoficzna mądrość dotycząca sytuacji człowieka zmuszonego do rozpoznania swej sytuacji w świecie.

W cyklu

Pusher

, zrealizowanym jeszcze w Danii, zwłaszcza w jego części drugiej, Refn opowiadał o dojrzewaniu człowieka, który musi wziąć życie we własne ręce, zwykle uciekając się do przemocy. Opowiadając o drobnych gangsterach z „dużych dzieci” stających się dorosłymi (bądź i nie – co zwykle kończy się tragedią), Refn opowiadał pośrednio również o sobie, dziecku, które musiało wyrosnąć, stając się odpowiedzialnym ojcem i mężem. Na ten autobiograficzny wątek twórczości Refna, czyniący z kina reżysera

Bleedera

kreację sensu stricte „autorską”, zwraca uwagę Marek Sfugier – autor czekającej na publikację monografii Refna.

W

Tylko Bóg wybacza

mamy do czynienia z czymś o wiele poważniejszym. To film „mityczny”. Takim wcześniej był - być może najwybitniejszy - film Refna, bezkompromisowa

Valhalla Rising

, w której wojownik-wiking, personifikacja jednookiego Odyna, przemierza archaiczny świat, by – wzorem Chrystusa – oddać życie w ofiarnym rytuale w zamieszkałej przez Indian Ameryce. Tym razem jednak Refn podejmuje temat buddyjskiej

karmy

, której egzekutorem jest tajski policjant, zabijający przestępców przy pomocy miecza. Opowiadając o zaklętym kręgu zbrodni i kary film dotyka kwestii, czym w swej istocie jest karma, której objaśnienie przynosi jedna z sutr, mówiąca o rzuconym kamieniu, który wraca do rzucającego ze zdwojoną siłą.

Główny bohater filmu – somnambuliczny Ryan Gosling, którego postać jest zaprzeczeniem zakochanego kaskadera z

Drive –

to z jednej strony bierny obserwator wydarzeń, z drugiej, jakby wbrew sobie, egzekutor niematerialnych praw, jakim podlega on i jego najbliżsi (stąd enigmatyczna scena finałowego zabójstwa). I w tym właśnie tkwi największa wartość filmu Refna, że jego pozorna prostota wymyka się jednoznacznym osądom, a stylistyczna, „pornograficzna” forma, ukrywa treści daleko wykraczająca poza, nawet najbardziej wyrafinowane, kino gatunków.

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów