Refnowi chodzi o stworzenie filmu na swój sposób „wolnego” – to znaczy takiego, który ułożony byłby właśnie z takich najbardziej aktrakcyjnych, a jednocześnie wyzwalających w widzu żądzę interpretacji scen, luźno połączonych ciągiem przyczynowo-skutkowym. Tak oczywiście postępują reżyserzy kina arthousowego, którego mistrzem jest, nota bene, tajlandzki reżyser Apichatpong Weerasethakul. Jednak w przeciwieństwie do większości twórców kina artystycznego, Refn – rozkochany w kinie gatunkowym, zwłaszcza tym klasy „B” i „C”, pochłanianym w dzieciństwie na wideo – posługuje się matrycami kina
genre’owego
, „wyciskając” z gatunkowych wzorców to, co w nich najciekawsze, najbardziej widowiskowe. Co chyba najważniejsze, Refn – być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy (na tym właśnie polega jego talent, ale i w ogóle na tym polega talent jako taki) – używając kina gatunkowego, tworzy filmowe moralitety. Dzieła, które – jakby wbrew sobie – zawierają głębsze, egzystencjalne znaczenie. Przez świecące, migotliwe obrazy, „podbite” czadową muzyką (kłania się stary mistrz Eisenstein z jego koncepcją „montażu pionowego”) prześwieca często filozoficzna mądrość dotycząca sytuacji człowieka zmuszonego do rozpoznania swej sytuacji w świecie.
W cyklu
Pusher
, zrealizowanym jeszcze w Danii, zwłaszcza w jego części drugiej, Refn opowiadał o dojrzewaniu człowieka, który musi wziąć życie we własne ręce, zwykle uciekając się do przemocy. Opowiadając o drobnych gangsterach z „dużych dzieci” stających się dorosłymi (bądź i nie – co zwykle kończy się tragedią), Refn opowiadał pośrednio również o sobie, dziecku, które musiało wyrosnąć, stając się odpowiedzialnym ojcem i mężem. Na ten autobiograficzny wątek twórczości Refna, czyniący z kina reżysera