Kręcony przez kilka lat przez francuskich twórców słynnych dokumentów „Mikrokosmos" i „Makrokosmos" film jest dziwaczną wizją „świata, który nie może zaginąć".

Jest to oczywiście wysokobudżetowa, kręcona kilka lat produkcja, do powstania której zaangażowane zostały siły imponujące – podobnie jak w przypadku poprzednich filmów. Idea „Królestwa" – zwerbalizowana w początkowym i końcowym komentarzu odczytanym przez Krystynę Czubównę – polega na uświadomieniu, że od czasu pojawienia się człowieka na Ziemi czyni on sobie ją nie tylko poddaną – zgodnie zresztą z biblijnym zaleceniem – ale i jest wobec niej agresywnym najeźdźcą, a takie postępowanie doprowadzi do zagłady.

Odkrywcze to raczej nie jest. Znaczną część ilustracji stanowią sceny z życia puszczy, a jak wiadomo – Białowieska jest najbardziej pierwotną, która nam się jeszcze ostała. W niej też filmowcy znaleźli odpowiednie plenery, czyli świat flory i fauny. Oczywiście są żubry, rysie, łosie, wilki i bardzo dużo rozmaitych ptaków. Spoiwem tej opowieści jest czas, czyli zmieniające się pory roku warunkujące zachowania zwierząt. Pokazane są gniazda, dziuple i legowiska.

Kamery zamontowane zostały w sposób pozwalający na obserwację, która nie jest możliwa w naturalnych warunkach – nawet przez wytrawnych „podglądaczy". Bajeczne są na przykład sceny karmienia piskląt w gnieździe, gdy widać wahanie rodzica, w który otwarty na oścież dziób pisklaka włożyć robala. I to raczej koniec komplementów, bo lista zarzutów wobec „Królestwa" jest długa. By zacząć od ptaków – przeciętny widz nie rozezna gatunków, bo brak jakichkolwiek informacji, co ogląda – ani napisów, ani komentarza. Do tego, by uczynić film atrakcyjnym, został nieco sfabularyzowany, więc zwierzęta „grają" zainteresowanie rozmaitymi puszczańskimi sytuacjami, międzygatunkowe relacje, a ich uwypuklone cechy bliższe są ludzkim wyobrażeniom niż zwierzęcej rzeczywistości.

Niebezpieczne jest też przenoszenie się z kamerą z jednego krańca Europy na drugi bez informacji, ponieważ widzowie mogą nabrać błędnego wyobrażenia, że renifery na przykład żyją tam, gdzie żubry. Metoda – dla efektu wszystko – jest porażką. I taki, niestety, jest ten film.