"Zawodowcy" w reżyserii Jona Avneta są ważni... ale tylko dla historyków kina i miłośników statystyki. Al Pacino i Robert De Niro po raz trzeci występują razem. Po raz drugi – po "Gorączce" – można ich zobaczyć we wspólnych scenach. Ale dopiero po raz pierwszy najwięksi aktorzy Hollywoodu mają okazję partnerować sobie od pierwszych minut filmu.

De Niro i Pacino wcielili się w starych policyjnych wyjadaczy – nowojorskich detektywów o ksywach: Turk (Robert De Niro) i Rooster (Al Pacino). Pracują razem od 30 lat. Nie myślą o emeryturze. Nadal z tą samą zawziętością tropią przestępców, choć bywają coraz bardziej bezradni. Bandyci, których łapią, są często wypuszczani z braku dowodów. I nagle zaczynają ginąć. Kim jest mściciel wymierzający sprawiedliwość? Turk i Rooster stopniowo się przekonują, że jedynym sprawcą mordów może być policjant...

Nie ma co liczyć na wciągającą zagadkę kryminalną. Scenarzysta Russel Gewirtz ("Plan doskonały") spaprał robotę. Informację o tym, kto zabija, podsuwa widzom już w pierwszych pięciu minutach filmu. Mimo to później twórcy traktują widzów jak durniów. Mylą tropy, a w finale wprowadzają zwrot akcji, który tylko potwierdza to, czego dowiedzieliśmy się na początku. Na dodatek śledztwo prowadzone przez Turka i Roostera jest ślamazarne i sprowadza się do nic niewnoszących pogadanek obu bohaterów przy drinkach w barze lub na posterunku.

Odkrycie kart już na początku intrygi może sugerować, że Avnetowi i Gewirtzowi chodzi przede wszystkim o dramat psychologiczny. Ale ze zbudowanej na zasadzie kontrastu relacji Turk –Rooster nic nie wynika. Pierwszy nie panuje nad emocjami. Jest brutalem. Drugi zachowuje dystans do świata, co chwila siląc się na zabawne odzywki. Czy te przeciwieństwa mimo wszystko się przyciągają? Trudno w to uwierzyć, między partnerami nie ma chemii. Obaj aktorzy zastygli w pozach i grymasach sprzed lat.

Popadają w manierę. De Niro nieustannie krzywi się i prezentuje skwaszoną minę. Pacino ma zmęczoną twarz i obwisłe policzki, jakby cały czas grał w "Bezsenności" Christophera Nolana. Obu gwiazdorów usprawiedliwia jednak fakt, że scenariusz nie zmusza ich do wysiłku. Jest utkany z klisz, oklepanych rozwiązań fabularnych i schematycznego rysunku postaci.