Udane polskie komedie romantyczne. Nareszcie!

W polskim kinie zaszła ważna zmiana, choć nikt jej głośno nie ogłasza. Czas więc to zrobić. Polskie komedie romantyczne przestały być tandetnymi bajeczkami! Wreszcie zaczęły ciekawie opowiadać o przemianach obyczajowych w Polsce, uczuciach, a nawet cierpieniu.

Publikacja: 02.02.2009 10:28

Kadr z filmu "Ile waży koń trojański"

Kadr z filmu "Ile waży koń trojański"

Foto: Materiały Promocyjne

Zobacz galerie zdjęć:

[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,255466.html]"Idealny facet dla mojej dziewczyny"[/link]

[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,3,236881.html]"Ile waży koń trojański?"[/link]

Jeszcze kilka lat temu rodzime komedie miłosne więcej miały wspólnego z prymitywną formą reklamy niż kinem. Przedstawiony w nich świat prezentował się niczym ekspozycja przeznaczona na wystawę w Ikei. W „Nigdy w życiu” (2004), „Tylko mnie kochaj” (2006), „Ja wam pokażę” (2006), „Dlaczego nie!” (2007) miłość miała bajkowy posmak, ale to nie ona rozbudzała wyobraźnię widzów.

Infantylne fabułki były jedynie dodatkami do przebogatego zestawu produktów, pojawiających się na ekranie w ramach nachalnego „product placement”. W ten sposób filmy podsuwały widzom wyobrażenia o życiowym powodzeniu. Pokazywały, że prawdziwe szczęście wiąże się z posiadaniem drogocennych gadżetów, modnych ciuchów, luksusowych aut, willi, basenów...

Oczywiście, to przesłanie nie uległo w komediach romantycznych zmianie. Ten gatunek kina uczy ludzi jak zaspokajać własne potrzeby materialne, bo wiąże się nierozerwalnie z kulturą konsumpcyjną. Dlatego miłosne komedie zawsze będą rozgrywać się w atrakcyjnym dla widzów otoczeniu. Tak, by mogli w perypetiach bohaterów odnaleźć lepszą wersję samych siebie.

Co zatem uległo metamorfozie? Filmowcy wreszcie zrozumieli, że romantyczne komedie nie muszą być tylko odpowiednikiem telewizyjnej reklamy na dużym ekranie. Filmy o miłości zaczęły rozwijać się fabularnie, bohaterowie nie przypominali już jednowymiarowych figur, ale ludzi z krwi i kości.

Sygnałem, że coś się w tym gatunku zmienia były „Rozmowy nocą” (2008) Macieja Żaka. Opowieść o singlach pomysłowo przekształcała bajkowy schemat, zgodnie z którym kobieta szuka kawalera, będącego ucieleśnieniem rycerza na białym koniu. Samotna Matylda z filmu Żaka nie czeka na ideał. Potrzebuje jedynie dawcy nasienia, by mieć dziecko. I tak - poprzez ogłoszenie w gazecie - poznaje Bartka... W „Rozmowach nocą” można było zobaczyć lęk bohaterów przed rodzącym się uczuciem, niepewność. Wcześniej, te emocje w polskich romansidłach się nie pojawiały.

Nowy wizerunek kobiety pokazywały „Lejdis” (2008), duetu Andrzej Saramonowicz i Tomasz Konecki. Film, który zobaczyło 2,5 miliona widzów przypominał polską wersję „Seksu w wielkim mieście”. Cztery bohaterki piły, paliły, przeklinały jak faceci i - przede wszystkim - stale rozmawiały o seksie. Oczywiście, ich wyzwolenie obyczajowe było pozorne. Ostatecznie szczytem marzeń każdej z pań było znalezienie mężczyzny, dzięki któremu odnajdą się w tradycyjnych rolach matki i żony. Mimo to - na tle zachowawczego polskiego kina - „Lejdis” zaskakiwały nowoczesnym stylem bycia, przebojowością i bezpruderyjnym językiem.

Jednak najważniejsze rodzime komedie miłosne pojawiły się dopiero teraz. Od kilku tygodni możemy oglądać na ekranach „Ile waży koń trojański” Juliusza Machulskiego, a w ostatni piątek do kin wszedł kolejny film tandemu Saramonowicz-Konecki: „Idealny facet dla mojej dziewczyny”. Oba obrazy zaskakują wykorzystaniem romantycznej konwencji.

Machulski stosuje ją jako wybieg, by opowiedzieć o zmianie mentalności, jaka nastąpiła między schyłkowym okresem PRL-u, a życiem w wolnej Polsce. Pokazuje jak różniła się codzienność końca lat 80. od trosk współczesnych Polaków. Odtwarzaniu klimatu przeszłości towarzyszy uczucie nostalgii. Jednak nie za dawnym systemem, ale za bezpowrotnie utraconą młodością, możliwościami wyboru, które ona oferuje. To wzruszające, ciepłe, osobiste kino.

Natomiast Saramonowicz i Konecki zrealizowali film podszyty goryczą, cierpieniem. W opowieści o miłości niemożliwej między kompozytorem muzyki sakralnej i instruktorką sztuk walki kreślą groteskowy obraz świata rozdartego przez dwa fundamentalizmy: ultrakonserwatywny i skrajnie feministyczny. W „Idealnym facecie dla mojej dziewczyny” w tonacji pół serio pokazują, jak ludzie, którzy desperacko poszukują punktu oparcia w życiu, stają się ofiarami skrajnych ideologii, manipulacji, hipokryzji.

Najpierw komedie romantyczne kreowały banalne wyobrażenia o szczęściu, spełnieniu. Teraz próbują uchwycić sens społecznych i obyczajowych przemian zachodzących w kraju. Dojrzały jako kino. Ewolucja z prawdziwym happy endem.

Zobacz galerie zdjęć:

[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,255466.html]"Idealny facet dla mojej dziewczyny"[/link]

Pozostało 98% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu