Nowe hiszpańskie kino to rozkwit dramatu obyczajowego po mistrzowsku opowiadającego ciekawe ludzkie historie. Siłą tych opowieści są znakomite scenariusze, świetne dialogi i naturalne aktorstwo oraz oryginalna forma. Tego brakuje w schematycznym polskim kinie, w którym aktorzy grają na poziomie miernych telenowel.
Najbardziej czekam w tym roku na głośne w Hiszpanii „13 róż” Emilia Martineza-Lazaro – film o kobietach oskarżonych o próbę zorganizowania zamachu na generała Franco – oraz „Kulę w łeb” Jaime Rosalesa na temat baskijskich terrorystów. Zachwyciła mnie „Samotność” tego reżysera, pokazywana rok temu. Bardzo polecam znane mi już „53 dni zimy” Judith Colell – kolaż losów trojga bohaterów przeżywających życiowy kryzys – wzorcowy przykład tego, co we współczesnym kinie hiszpańskim najlepsze.