Reżyser Krzysztof Lang ze scenarzystami Anitą Nawrocką i Pawłem Trześniowskim udowodnili, że też potrafią kokietować publiczność aluzjami do światowych hitów z gatunku komedia romantyczna.
"Miłość na wybiegu" to atrapa. W tym filmie wszystko jest sztuczne – poczynając od kreacji aktorskich, kończąc na obrazie światka mody i kobiecych pism. Jednak szczyt bujdy to przebieg kariery modelki. Julia, panna ze smażalni ryb, ma same niefarty: chłopak puszcza ją kantem, nie zdaje na studia, nie radzi sobie jako kelnerka. I oto zjawia się książę – fotograf mody.
Bohaterka cudownym zbiegiem okoliczności trafia na wybieg i okładki babskich magazynów. Wyrzucona z jednej agencji, natychmiast zostaje zaangażowana do konkurencyjnej. I fru! do Paryża, Mediolanu, Nowego Jor-ku. Od Macieja Zienia prosto do Yves'a Saint-Laurenta. Języków nie zna, obycia nie ma, nie katuje się dietami. Na pracę poświęca minimum czasu – ot, staje przed kamerą, robi kilka wygibasów i gotowe. Poza tym luzik, flirty i przyjemności. Ale szczęście jej sprzyja, bo to dziewczę kryształ.
Fałszywy portret świata mody idzie w parze z niewiarygodną intrygą miłosną. Protagoniści zaledwie markują grę – bo jak interpretować szablony? Karolina Gorczyca jako Julia ma w repertuarze trzy minki oraz dwie pozy (jako modelka). Szefowa agencji modelek grana przez Urszulę Grabowską to stereotyp złej królowej, która ponosi karę. Dobrą wróżkę udaje Barbara Brylska, jedyna aktorka z prawdziwego zdarzenia, która niestety dostosowała się do pozostałych i mizdrzy się do kamery.
Atutem filmu miał być Marcin Dorociński jako zakochany w Julii fotograf mody, ubezwłasnowolniony przez szefową agencji. Idol polskich nastolatek też wydaje się spętany idiotycznymi sytuacjami, w jakich przychodzi mu się znaleźć. Używa naprzemiennie kilku grymasów: nabzdyczony, zmęczony, cyniczny, rozmarzony. Jedyny pełnokrwisty typ w tym papierowym zespole to burak karierowicz zagrany przez Tomasza Karolaka.