Całą czwórkę zobaczymy 7 grudnia. Wtedy to w Silver Screen odbędzie się uroczyste wręczenie najstarszej, bo przyznawanej od 40 lat, polskiej nagrody filmowej. Okaże się, kto dołączy do Joanny Szczepkowskiej, Andrzeja Seweryna i Bogusława Lindy.
– Kiedy w ubiegłym roku przygotowywaliśmy książkę „Być jak Cybulski”, zauważyliśmy braki na liście laureatów nagrody. Trzeba je było nadrobić – mówi Jacek Cegiełka, prezes fundacji KINO.
Znaczące, jego zdaniem, jest to, co działo się z Andrzejem Sewerynem. Niby grał, nawet duże role, ale w czasie PRL-u nie dostał żadnego wyróżnienia. Doceniono go w 1980 r. w... Berlinie. 20 lat później odebrał w Gdyni statuetkę za film „Prymas. Trzy lata z tysiąca”.
Druga z „pomijanych” – Joanna Szczepkowska – po błyskotliwym debiucie w „Con amore” wróciła na ekran dopiero w połowie lat 80.
Szczęścia nie miał też Bogusław Linda. Debiutował tuż przed stanem wojennym. Nagroda przez trzy lata nie była przyznawana, a większość filmów, w których wtedy zagrał, trafiła na półki. Weszły na ekrany pod koniec lat 80. Wtedy jego role doceniono w Gdyni, ale na Nagrodę im. Cybulskiego było za późno. Otrzymują ją aktorzy do 35. roku życia.