„Rewers” rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych – na początku lat 50. i współcześnie. Nie było łatwo, przez ten czas miasto się odradzało, zaszły wielkie zmiany.
– Jest w „Rewersie” mnóstwo rzeczy ukrytych. Wśród nich współczesność. Zrobienie filmu historycznego w realiach, w jakich żyjemy, jest prawdziwą sztuką oszustwa – mówi Magdalena Dipont.
Przykład? Obrotowe drzwi do pojawiającego się w filmie wydawnictwa Nowina. Na początku lat 50. pracuje w nim Sabina. Front budynku filmowany był w Alejach Ujazdowskich, hol – w jednym z bocznych wejść do Ministerstwa Gospodarki przy placu Trzech Krzyży.
Trudno uwierzyć, że takie drewniane, obrotowe drzwi, tak charakterystyczne dla lat 50. i 60., prawie nigdzie nie przetrwały. Prawie, bo wyjątek można znaleźć w budynku biblioteki Szkoły Głównej Handlowej.
– Dla naszego filmu były jednak nieprzydatne, bo wewnętrzne – zdradza scenografka. Drzwi więc odtworzono. Jedne. Po ujęciach skończonych na pierwszym planie transportowano je na kolejny. Ponieważ jednak otwory wejściowe w alejach i gmachu ministerstwa były różnej wielkości, trzeba było wymyślić taką konstrukcję i osadzenie, by ruchome skrzydła pasowały do obu miejsc.
Ciekawe – do obrotowych drzwi wraca się dziś w nowoczesnych apartamentowcach, biurowcach i galeriach handlowych. A o tych klasycznych, ciężkich, drewnianych niemal nikt już nie pamięta.