Filmowcy okupują dom, który gra amerykańskie mieszkanie głównego bohatera Olivera.
– Scena 21! – słychać stuk klapsa. – Akcja! – woła reżyser. Przed kamerą pojawia się odmłodzona o jakieś 20 lat Grażyna Barszczewska.
To matka Olivera, kiedyś znakomicie zapowiadająca się pianistka, której karierę przerwał wypadek. Stoi nad chłopcem szlifującym Preludium h-moll Chopina. – Oli, jeszcze raz! – przerywa mu.
– Moja bohaterka bardzo kocha syna – zapewnia aktorka.
– Dla niego zdecydowała się na emigrację do USA, gdzie miał warunki do rozwoju talentu. Bywa jednak dla niego nie tylko muzycznym tyranem – zdradza.