Beztroska sobota: Czarnobyla bal na Titanicu

Aleksander Mindadze, reżyser "Beztroskiej soboty", o Czarnobylu

Aktualizacja: 27.04.2011 19:49 Publikacja: 25.04.2011 19:54

Dla reżysera filmu wybuch reaktora stał się metaforą sowieckiego społeczeństwa. We wtorek mija ćwier

Dla reżysera filmu wybuch reaktora stał się metaforą sowieckiego społeczeństwa. We wtorek mija ćwierć wieku od katastrofy

Foto: Bavaria Film International

Red

Dlaczego zdecydował się pan na film o Czarnobylu?

Aleksander Mindadze:

Od 1986 roku w Rosji przytrafiło się tyle kataklizmów, że sprawa wybuchu elektrowni zniknęła w archiwach XX wieku. Ale moja generacja ciągle pamięta chmurę radioaktywnego pyłu unoszącą się w powietrzu. Do dzisiaj nie ustalono przyczyn katastrofy, część ratowników pracujących nad usuwaniem konsekwencji eksplozji walczy z ciężkimi chorobami, na Ukrainie wciąż straszą opustoszałe miasta. Dla mnie wybuch reaktora stał się metaforą sowieckiego społeczeństwa. W "Beztroskiej sobocie" 24 godziny po katastrofie mieszkańcy oddalonej o cztery kilometry Prypeci nie chcą dopuścić do siebie myśli o tym, co się wydarzyło.

"Każda minuta tutaj jest zabójcza!" – krzyczy pana bohater. Chce uciekać.

I nie ma dokąd. Całe jego życie związane było z Prypecią. I właśnie to wydało mi się ciekawe. Mogłem, oczywiście, stworzyć pasjonujący dramat, śledząc losy kilkunastu bohaterów o złamanych przez katastrofę biografiach. Ale wolałem opowiedzieć o tym jednym dniu, w którym ludzie zagłuszali pustkę umierającego świata tańcem i głośną muzyką. Z dziejącą się obok tragedią chciałem skontrastować zabawę, w której wtedy Rosjanie się zatracali. Bo nie mogąc zmienić systemu, człowiek musi cieszyć się takim życiem, jakie jest mu dane. Udając, że nic się nie dzieje.

W pana filmie jest scena, w której mieszkańcy miasta obserwują dym i płomienie wydobywające się ze zrujnowanego molocha.

Tak było naprawdę. Gdy dzień po pierwszej eksplozji wybuchł drugi reaktor, ludzie zebrali się na moście dzielącym miasto od elektrowni, później nazwanym zresztą mostem śmierci. Stali i patrzyli na buchające w niebo płomienie. Potem umierali, niszczeni przez chorobę popromienną.

Spotkał pan ludzi, którzy mieszkali wtedy w Prypeci?

Tak. Odnalazłem ich dzięki pomocy dziennikarzy, którzy przez lata gromadzili informacje i dokumentowali losy mieszkańców tego miasta. Poznałem zwyczajnych Rosjan, którzy w tamtym dniu akurat brali ślub, świętowali urodziny, robili zakupy. Wszyscy zachowywali się tak, jakby chcieli tamtą tragedię wyprzeć z pamięci. Mówili: "Ależ to była sobota! 16 wesel, pikniki, raj". Pamiętali, że 26 kwietnia 1986 roku była piękna, słoneczna pogoda. I zwykle słowem nie wspominali wydarzenia, które zmusiło ich do przeprowadzki i zabiło wielu bliskich.

Film kończy się 24 godziny po wybuchu. Co działo się potem?

Wszystkim kazano w jednej chwili spakować całe dotychczasowe życie do walizek i przenieść się do przygotowanych przez państwo mieszkań w Kijowie. Wiele osób nie miało nawet dokumentów. Niektórzy chorowali od napromieniowania, więc pierwsze miesiące albo lata poświęcili na leczenie.

Jak dawni mieszkańcy Prypeci odnaleźli się w Kijowie?

Dzisiaj po takiej przeprowadzce długo tułaliby się bez pracy. Wtedy dostali etaty na podobnych stanowiskach i po jakimś czasie zaadaptowali się do nowych warunków. Ale byli i tacy, którzy nie umieli się zakorzenić w obcym mieście i przenosili się do niewielkich, ukraińskich wsi. Tyle że tam narażeni byli na ostracyzm. Miejscowi bali się ludzi skażonych promieniowaniem, szykanowali ich. Dlatego przesiedleńcy w końcu wracali do Kijowa.

Jak dziś wygląda Prypeć?

To miejsce robi piorunujące wrażenie. Pustka, wymarłe ulice, nad którymi unoszą się gigantyczne, zrujnowane blokowiska. Ludzie rozkradli tu wszystko, co się dało. Jedna z moich rozmówczyń opowiadała, że po przesiedleniu na targu w Kijowie kupiła dywan ze swojego dawnego mieszkania. Dzisiaj jednak zdarza się, że ludzie, mimo niebezpieczeństwa, koczują w otaczających Czarnobyl lasach. Utrzymują się z łowiectwa. Przez całe lata nikt tam nie zbierał roślin, nie deptał ani nie wycinał traw, nie strzelał do wilków i saren. Dlatego jest tam niewyobrażalna masa zwierząt. Rozwija się też w tych rejonach turystyka. Anglicy i Niemcy znudzeni kurortami u wybrzeża Morza Śródziemnego traktują Prypeć jak skansen. Szukają tam podniety i mocnych wrażeń.

Myśli pan, że w okolice Czarnobyla wróci kiedyś normalne życie?

Trudno określić prawdziwy stopień skażenia tych terenów. Często kilka metrów dzieli miejsca o olbrzymim napromieniowaniu od punktów całkowicie bezpiecznych. A do tego dochodzi strach. Myślę, że jeszcze przez kilka dekad Prypeć pozostanie miastem widmem.

rozmawiał Krzysztof Kwiatkowski, "Newsweek Polska"

Aleksander Mindadze, rosyjski scenarzysta, reżyser

Ur. w Moskwie w 1949 roku,  scenarzysta ponad 20 filmów pełnometrażowych. Przez wiele lat współpracował z reżyserem Vadimem Abdraszitowem, z którym stworzył 11 obrazów, m.in. „Plumbum, niebezpieczną grę" czy „Sztukę dla pasażera". W 2007 r. zadebiutował  jako reżyser „Odlotu".  „Beztroska sobota" jest jego drugim filmem fabularnym.

Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta