Redaktor popularnego miesięcznika o filmie po seansie konstatuje pół żartem pół serio, że jeśli PIS wybory wygra, to tę premierę zablokuje. A ja zachodzę w głowę, o cóż mu chodzi. Bowiem przeżywam właśnie srogi zawód. Abdykację jednego z najbardziej oryginalnych polskich artystów, jego dezercję z zajmowanych przez lata pozycji. A wszystko na rzecz masowego sukcesu, bo nie zdziwię się, jeśli najnowszy obraz Koterskiego stanie się największym w jego karierze frekwencyjnym przebojem.