Reklama

Kino do życia niezbędne

Zakończyła się właśnie XIII edycja festiwalu „Nowe horyzonty", realizowana we Wrocławiu przez Romana Gutka i jego ludzi.

Publikacja: 31.07.2013 12:47

Red

Jako weteran imprezy powiedzieć muszę, że zawsze najmocniejszym akordem tej trwającej dziesięć dni „filmowej orgii" były projekcje klasyki, w tym retrospektywy uznanych twórców X muzy.

Zderzenie nowych produkcji kina arthousowego z klasyką kina dawało możliwość konfrontacji „starego i nowego", uwidaczniając nie tylko ciągłość filmowej tradycji, ale często pozwalało lepiej zrozumieć dzieła młodych artystów kina, sięgających (świadomie lub nie) po dokonania swych starszych, utytułowanych kolegów. Dlatego informacje o ograniczeniu czy wręcz rezygnacji z retrospekcji filmowej klasyki, wieszczone w kuluarach festiwalu, przyjmuję z lekkim niepokojem. Zwłaszcza że wobec miałkości współczesnej produkcji filmowej, skupiającej się zwykle na obrazowaniu rozerotyzowanego ego jej twórców, kontakt z filmami Syberberga, Borowczyka, Bressona i innych Mistrzów X muzy wciąż jest źródłem odnawialnym miłości do kina jako sztuki – czyli do medium mówiącego o rzeczach najważniejszych dla człowieka.

Z pewnością przekonany jest do tej prawdy autor monumentalnego filmu dokumentalnego "Historia Filmowa: Odyseja" Irlandczyk Mark Cousins – prawdziwa gwiazda zakończonego festiwalu. Ten niepokorny miłośnik kina zrealizował piętnastogodzinną filmową epopeję o kinie – o medium, którego motorem rozwoju są idee, wyrażane za pomocą odpowiednio dobranej, rozwijającej się na przestrzeni ponad stu lat techniki filmowej.

Śledzimy dzieje kina od pierwszych rejestracji Edisona i braci Lumiérè, po przełom cyfrowy, czyli zanikanie filmów realizowanych na celuloidowej taśmie. Dla Cousinsa oznacza to śmierć kina klasycznego, dziś kreowanego bardziej przez techników komputerowych niż artystów świadomych wartości medium. Choć i tu autor "Odysei" zdaje się mieć nadzieję na odrodzenie kina artystycznego, słusznie zauważając, że po 100 latach istnienia kino zatoczyło krąg i  znów czeka na nowych mistrzów.

To, co stanowi o wielkiej wartości projektu Cousinsa nie tkwi - jak chcą niektórzy - w rewolucyjnym potraktowaniu tematu. "Odyseja" jest solidnie opowiedzianym wykładem, ujmującym wszystkie aspekty historycznej narracji. Przedstawia klasyczne stanowiska, choćby związane z „polityką autorską", ale i nieco nowsze, jak ujęcie historii kina przez pryzmat modernizmu, feminizmu oraz perspektywę III kina – czyli kinematografii krajów niezachodniego kręgu kulturowego.

Reklama
Reklama

Jednak to, co czyni z przedsięwzięcia Cousinsa rzecz wyjątkową, to osobiste podejście autora do filmów, które reżyser wielbi wręcz bałwochwalczo. Do zilustrowania swych wykładów wybiera fragmenty dla niego najpiękniejsze, które każdy uzależniony od klasyki X muzy kinoman zna na pamięć i wraca do nich raz po raz. Jeśli w kinie mowa o Sergio Leone – mamy pojedynek z "Dawno temu na Dzikim Zachodzie", jeśli mowa o Lynchu i "Blue Velvet" – mesmeryczny fragment, w którym gangsterzy zasłuchani są w piosenkę Roya Orbisona...

Nawet jeśli Cousins krytykuje jakąś kinową formację (przeciwstawiając kino artystyczne np. Ozu, romantycznemu kinu pustej, lecz święcącej „bombki choinkowej", jakim jest dla autora kino hollywoodzkie), to i tak popiera swą tezę fotogenicznym, chwytającym za serce fragmentem filmu ilustrującym tęże krytykę. Krytykując estetykę MTV pokazuje naprawdę „zajefajne" fragmenty z Flashdance i Top Gun! Jakby nie mogąc wyrzec się zauroczenia, jakie niesie ze sobą niemal każdy film oglądany przez kogoś, kto naprawdę kocha kino i postępuje według zasady Oscara Wilde'a, że „piękno jest w oku patrzącego".

Na początku swego filmu, omawiając twórczość Griffitha, Cousins powołuje się na esej Rolanda Barthesa o „punctum" – czyli miejscu, które ogniskuje w kadrze to, co estetycznie i znaczeniowo najważniejsze (w przypadku Griffitha był to specjalnie wyeksponowany detal). Wydaje mi się jednak, że całość narracji Cousinsa przenika duch innego eseju Barthesa, traktującego o tzw. „trzecim sensie" – czyli, w uproszczeniu, pewnego rodzaju „fluidu", który wypływając z filmowego ekranu, przenika jestestwo widza. Widza, który do końca nie może sprecyzować swych uczuć wywołanych przez to, czego był świadkiem w mrokach kinowej sali, lecz co powoduje, że oddaje się całkowicie w posiadanie filmowego spektaklu. Jest to doświadczenie tyleż erotyczne, co w swej istocie metafizyczne.

Dla Barthesa „trzeci sens" miała scena chrztu cara w Iwanie Groźnym, dla Cousinsa z pewnością każda scena umieszczona w jego dziele. Bez względu na to, czy jest to romantyczna bajka z Hollywood, czy kino artystyczne z dalekiej Tajlandii. I być może w tym tkwi największe nowatorstwo i piękno filmu Cousinsa, stanowiące świadectwo zachwytu nad kinem otwierającym człowiekowi serce i zaglądającym mu prosto w duszę.

Jako weteran imprezy powiedzieć muszę, że zawsze najmocniejszym akordem tej trwającej dziesięć dni „filmowej orgii" były projekcje klasyki, w tym retrospektywy uznanych twórców X muzy.

Zderzenie nowych produkcji kina arthousowego z klasyką kina dawało możliwość konfrontacji „starego i nowego", uwidaczniając nie tylko ciągłość filmowej tradycji, ale często pozwalało lepiej zrozumieć dzieła młodych artystów kina, sięgających (świadomie lub nie) po dokonania swych starszych, utytułowanych kolegów. Dlatego informacje o ograniczeniu czy wręcz rezygnacji z retrospekcji filmowej klasyki, wieszczone w kuluarach festiwalu, przyjmuję z lekkim niepokojem. Zwłaszcza że wobec miałkości współczesnej produkcji filmowej, skupiającej się zwykle na obrazowaniu rozerotyzowanego ego jej twórców, kontakt z filmami Syberberga, Borowczyka, Bressona i innych Mistrzów X muzy wciąż jest źródłem odnawialnym miłości do kina jako sztuki – czyli do medium mówiącego o rzeczach najważniejszych dla człowieka.

Reklama
Film
Nie żyje reżyser Jerzy Sztwiertnia
Film
„To był tylko przypadek”: Co się dzieje, gdy do władzy wracają przestępcy
Patronat Rzeczpospolitej
Złota Palma z Cannes, Marcin Dorociński i „Papusza”. Weekend otwarcia 19. BNP Paribas Dwa Brzegi zapowiada się wyśmienicie
Film
Gwiazda seriali „Sex Education” i „Biały lotos” Aimee Lou Wood kręci film w Polsce
Film
12 filmów ze wsparciem Warszawy i Mazowsza. Jakie to produkcje?
Reklama
Reklama