Na kilkudziesięciu fotografiach Radek Polak pokazał wnętrza tradycyjnych zakładów fryzjerskich, fryzjerów w kitlach i wiernych im od kilkudziesięciu lat klientów.
To opowieść o fryzjerach idealnych, dla których równie ważne jak strzyżenie są rozmowa i indywidualne podejście do klienta. Jednym z bohaterów jest pan Stefan Baryga, który od 1967 roku prowadzi przejęty po ojcu zakład fryzjerski w Międzylesiu.
Pan Stefan Baryga (rocznik 1942) fachu uczył się w szkole w Łodzi oraz praktykując pod bokiem ojca. Podobnie jak wielu zawodowców swojego pokolenia zawód traktuje niezwykle poważnie, uważa, że jest fryzjerem z przeznaczenia: „Jak miałem 6 lat to wziąłem od ojca brzytwę. Niekoniecznie po to, żeby uczyć się strzyc. To przyszło później. Wierzę, że byłem fryzjerem w poprzednim wcieleniu, w tym i w następnym też będę". Dziś w zakładzie pana Stefana bywają wnuki, trochę pomagają, trochę podpatrują. Chcąc nie chcąc stają się elementem rodzinnej fryzjerskiej sagi.
Przekraczając próg zakładu pana Stefana ląduje się w świecie sprzed lat. Obite boazerią ściany, fotele pamiętające lata 60. Na każdym stole, półce, skrawku ściany setki pamiątek i przedmiotów codziennych – trudno oddzielić jedne od drugich – wszystkie mają w zakładzie swoje miejsce i historię. Na ścianach plakaty z fryzurami modnymi przed kilkudziesięciu laty, obok telewizor, w którym ogląda się najnowsze fakty. Stare brzytwy sąsiadują z golarkami elektrycznymi, a kosmetyki pielęgnacyjne dzielą półkę z tradycyjną włoską brylantyną. Wnętrze, które może w pierwszym momencie przytłaczać nadmiarem bibelotów sprawia wrażenie przytulnego. A jego właściciel wciąga każdego, kto tu zabłądzi niezwykłymi historiami i anegdotami.
- Tyle lat pan tu pracuje. Bywały u pana w zakładzie jakieś gwiazdy?