Moja babcia przysyłała mi w latach 70. z Chicago komiksy o Supermanie, Ironmanie i Batmanie, ale jakoś zawsze ciągnęło mnie do historii z mniej znanymi superbohaterami. Byli wśród nich Strażnicy Galaktyki (choć we wcześniejszym składzie). Kochałem ich jako dzieciak bezgranicznie.
Dlatego bardzo się bałem ekranizacji Strażników. Marvel pokazuje, że z samego założenia superbohater nie musi być bohaterem superfilmu (Spiderman jest tu dobrym przykładem). Obsada jakoś mnie nie przekonała, bałem się również, że postać szopa z wyrzutnią rakiet czy gadającego drzewa może się okazać zgubna na miarę Jar Jar Binksa.
Jest jednak absolutnie kosmicznie pozytywnie zaskoczony. James Gunn, reżyser i współautor scenariusza, wykonał kapitalną robotę.
Strażnicy to oczywiście doskonałe kino akcji, fani space opera będą zachwyceni. Są nawet wysokiej klasy sceny walki wręcz. Ale "Strażnicy Galaktyki" zostali największym hitem sci-fi kina w USA w ub.r. nie tylko z tego powodu.