Reklama

Piękne smutki i radości

„Młodość" – wbrew tytułowi – to film o starości, a Paolo Sorrentino opowiada o niej w sposób fascynujący.

Aktualizacja: 16.09.2015 15:26 Publikacja: 15.09.2015 20:41

– To mój najbardziej osobisty film – mówi Paolo Sorrentino o swoim dziele, które od piątku będziemy mogli oglądać w polskich kinach.

Bohater poprzedniego filmu – nagrodzonego Oscarem „Wielkiego piękna" – cierpiący na niemoc twórczą pisarz w dniu swoich 65. urodzin wyruszył na nocną przechadzkę po Rzymie. Ale nigdzie nie mógł odnaleźć dawnej atmosfery Wiecznego Miasta. Obijał się o ludzi poubieranych w rozmaite maski, współczesna sztuka też okazywała się intelektualnym i emocjonalnym hochsztaplerstwem.

Epilog dawnej historii

Te rozliczenia z przeszłością są dla Sorrentina ważne, bo w „Młodości" znów do nich wraca, tworząc coś w rodzaju epilogu tamtej historii.

Akcja jego nowego filmu toczy się w szwajcarskim Davos, w luksusowym górskim hotelu, w scenerii, jaką uwiecznił Thomas Mann w „Czarodziejskiej górze". Michael Caine tworzy tu wspaniałą kreację jako Fred Ballinger, stary kompozytor i dyrygent, który wszystko w życiu poświęcił dla muzyki. Jest wielką sławą, w hotelu odwiedza go co jakiś czas przedstawiciel brytyjskiego dworu, gdyż królowa Elżbieta chce zorganizować koncert, który byłby jej prezentem urodzinowym dla męża, księcia Filipa.

Kompozytor jednak konsekwentnie nie zgadza się, „Simple Songs" – utwór, który Elżbieta chce usłyszeć – napisał kiedyś dla swojej żony, a ona już nie może śpiewać, jest po udarze, przebywa w domu opieki w Wenecji.

Reklama
Reklama

– Zacząłem myśleć o tym filmie, gdy przeczytałem informację o włoskim dyrygencie, który odmówił poprowadzenia orkiestry podczas koncertu dla brytyjskiej królowej – twierdzi Paolo Sorrentino. – To mną wstrząsnęło. Sam pochodzę z małego miasteczka. Nie wiem, czy byłoby mnie kiedykolwiek stać na taką decyzję.

Ballinger przyjaźni się ze sławnym scenarzystą i reżyserem hollywoodzkim, w którego wciela się Harvey Keitel. Mick Boyle od jakiegoś czasu przeżywa kryzys twórczy, ale razem z grupą młodych scenarzystów przygotowuje film mający znów wynieść go na szczyt i stać się jego artystycznym testamentem.

W tym filmie noszącym tytuł „Ostatni dzień życia" ma zagrać jego dawna muza (w tym epizodzie Jane Fonda). Tylko czy ktoś jeszcze czeka na wyznania artysty, którego czas wyraźnie minął? Na razie więc dwaj starcy spędzają razem dni na rozmowach i wspominaniu dawnych czasów.

– Bohater Caine'a zachowuje dystans do świata – mówi Sorrentino. – To oczywiście nie gwarantuje szczęścia, ale pomaga osiągnąć spokój. Z kolei grany przez Keitla reżyser z pasją dąży do doskonałości. Każdy film jest dla niego sprawą życia i śmierci, co w kinie zdarza się często. Sam pewnie trochę przypominam filmowego Keitla, choć pracuję nad tym, by zbliżyć się do Caine'a.

– Sorrentino jest fantastycznym reżyserem, obsada wspaniała, kocham ten film – wyznał 80-letni Michael Caine po pokazie „Młodości" na festiwalu w Cannes. – Wystąpiłbym w nim nawet za darmo, ale oczywiście nie powiedziałem tego producentom. A poza tym lepiej jest zagrać starego człowieka niż trupa, żartując, dodał Caine.

Porównania z Fellinim

Ale przecież Sorrentino przygląda się też młodemu celebrycie. To hollywoodzki aktor, który w hotelu przygotowuje się do następnej roli, jest znudzony i zblazowany. Dziś może sobie na to pozwolić. Za kilkadziesiąt lat będzie pewnie przypominał Freda i Micka.

Reklama
Reklama

Krytycy porównują „Młodość" do legendarnego „Osiem i pół" Federico Felliniego. Paolo Sorrentino ma jednak własny styl, świadomie i na swój sposób łączy realizm z nieokiełznaną wyobraźnią, buduje metafory, zabarwia wszystko humorem. I swoistym smutkiem.

Smutek starości

W scenie z basenu, gdzie Fred i Mick podpatrują kąpiącą się Miss Universe, dla której pobyt w luksusowym hotelu jest częścią nagrody za zdobycie korony królowej piękności, reżyser pyta: „Kto to jest?". „Bóg" – odpowiada muzyk. Dwaj faceci, którzy kiedyś przebierali w kobietach, patrzą żarłocznie na to, co już odeszło od nich na zawsze.

„Młodość" jest bowiem w gruncie rzeczy opowieścią o starzeniu się. „W moim wieku próba doprowadzenia się do porządku i stanięcia na nogi to strata czasu" – mówi z dystansem Fred.

Z pamięci coraz trudniej zatem wygrzebać wydarzenia sprzed lat, na skórze pojawiają się wątrobowe plamy. To film o tym, co mija bezpowrotnie, ale też o pogodzeniu się z wiekiem i słabością. O rozliczeniach z życiem i mądrości, która czasem przychodzi za późno. A wreszcie także o tym, że i starość może nieść radość, a może coś, co Jarosław Iwaszkiewicz nazywał serenité.

Jest w filmie piękna scena, gdy Fred wychodzi na górską łąkę i robi gest, jakby chciał dyrygować, zapanować nad pięknem, które się przed nim roztacza.

– Chciałem, by ten film niósł nadzieję, by pomagał pokonać strach. Jesień życia nie musi sprowadzać się do rozpaczliwego pytania, ile czasu mi jeszcze zostało.

Reklama
Reklama

45-letni Paolo Sorrentino przyznaje, że starość go fascynuje. – Pewnie jak przybędzie mi trochę lat, zacznę obsesyjnie myśleć o młodości – dodaje z uśmiechem.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama