– Zapewnienie środków na podwyżki dla budżetówki, ograniczenie deficytu budżetowego oraz zwiększenie stopnia wykorzystania środków z UE to priorytety w poprawkach do projektu budżetu na 2008 rok – oświadczył w imieniu przyszłego ministra finansów przewodniczący Klubu PO Zbigniew Chlebowski.

Jak łatwo zauważyć, treść ta wyraźnie odbiega od zapowiedzi przedwyborczych. Nie ma mowy o liniowym podatku dochodowym, obniżce VAT, a nawet likwidacji podatku Belki. W zamian jest wyraźna obawa, że w projekcie budżetu nie ma wystarczających pieniędzy na obiecane podwyżki płac. Pojawia się też sugestia, że jeśli takie środki się znajdą, to pozostałe oszczędności przeznaczone będą nie na obniżki podatków, lecz na zmniejszenie deficytu budżetowego.

Ocena takiej zmiany kierunku polityki fiskalnej może być różna. Część obserwatorów zapewne będzie podkreślać niewywiązywanie się z obietnic przedwyborczych (tak jakby było to nowością), inni – ja się do nich zaliczam – przyjmą tę deklarację z pewną ulgą. Uważam bowiem, że finansom publicznym najbardziej szkodzi „pokazucha”, czyli realizacja nieprzygotowanych reform tylko po, aby pokazać, że rząd coś robi i bardzo stara się ulżyć doli podatnika. Prawda jest taka, że wszyscy się starali, a jedyna obiektywna miara fiskalizacji, (relacja kwoty podatków i parapodatków do PKB) stale rosła. Co więcej, niezmiennie istniał także dodatkowy „koszt” w postaci niestabilności systemu podatkowego. A przecież przedsiębiorcy zgodnie podkreślają, że zmienność systemu podatkowego jest dla nich równie uciążliwa jak realna wysokość podatków.Sprawa systemu podatkowego jest tak ważna, że decyzje w tej kwestii nie mogą być podejmowane na kolanie. Wymagają spokojnej dyskusji i długofalowego planu działań. Najpierw powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie o docelowy, optymalny kształt naszego systemu podatkowego, a potem – choćby drobnymi kroczkami, ale konsekwentnie – zmierzać do jego stworzenia. Nie jest bowiem możliwe, aby równocześnie zwiększać wydatki, zmniejszać deficyt, obniżać PIT, CIT, VAT i składki ubezpieczeniowe. Coś z tej wiązanki pobożnych życzeń musi być wybrane jako cel podstawowy, któremu muszą być podporządkowane inne zmiany.

Zachęcam do takiej poważnej dyskusji i felieton ten traktuję jako pierwszy w niej głos. Moim skromnym zdaniem najważniejsze jest obniżenie stopy fiskalizacji gospodarki (relacji podatków do PKB) oraz zmniejszenie deficytu. Te dwa cele można realizować jednocześnie, jeżeli zaraz przystąpi się do racjonalizacji wydatków, choćby przez narzucenie silniejszej kotwicy budżetowej i przyhamowanie szaleństwa dzielenia owoców wzrostu. Jeżeli jednak tak określimy priorytet, to trzeba powiedzieć jasno, że przestrzeń do obniżek podatków pozostanie niewielka. Będzie bardzo dobrze, jeżeli uda się je trochę uprościć i ustabilizować.Czy to nie za mało? – może zapytać czytelnik. Przeciwnie, bardzo dużo. Cieszyłbym się, gdyby w najbliższych latach zrobiono aż tyle.