Rz: Czy Polska powinna mieć elektrownię atomową?
Jerzy Niewodniczański: Jesteśmy jako kraj otoczeni wieloma elektrowniami jądrowymi, niektóre zlokalizowane są bliżej naszych granic niż Warszawa, ale nie mamy wpływu na to, co tam się dzieje, ani tym bardziej kontroli nad nimi. Za kilka lub kilkanaście lat, gdy międzynarodowa wymiana energii – w tym i Polski z sąsiadami wzrośnie, może się okazać, że i tak kupujemy znaczne ilości energii wyprodukowanej w elektrowniach jądrowych. Zatem faktycznie będziemy ich odbiorcami. Ale to nie główny powód do budowy takiego zakładu na naszym terytorium. Jeśli weźmiemy pod uwagę stale rosnący popyt na energię i plany inwestycyjne istniejących elektrowni, to nawet przy zwiększeniu produkcji energii ze źródeł odnawialnych, które wymuszają nowe regulacje Unii Europejskiej, okazuje się, że i tak za kilkanaście lat możemy mieć deficyt mocy. Tę lukę może wypełnić elektrownia jądrowa. Jestem pewien, że energetyka jądrowa w Polsce będzie.
Obecny rząd jest trzecim, którego przedstawiciele mówią o planie budowy elektrowni atomowej w kraju. Za każdym razem są to tylko zapowiedzi i sugestie. Co trzeba zrobić najpierw, by w ogóle móc przygotowywać projekt takiej inwestycji??
Przy tego typu projektach najmniej kłopotliwa wydaje się sama budowa, trwa około pięciu lat. Znacznie bardziej czasochłonne są przygotowania – i nie chodzi o fazę projektową, ale poważniejsze wyzwania. Podstawowym jest decyzja rządu i parlamentu: „budujemy”, ale by taka zapadła, musi być akceptacja społeczna. Żaden polityk nie poprze takiej inwestycji, jeśli tej zgody społecznej nie będzie. Elektrownia atomowa to taki „gorący kartofel” dla każdego polityka.
Elektrownia jądrowa miałaby więcej zwolenników, gdyby nie obawy o zagospodarowanie i przechowywanie odpadów radioaktywnych. To jeden z głównych problemów?