Postawmy na innowacyjność?

Jeśli w Polsce nie uda się pobudzić przedsiębiorczości opartej na nowych innowacyjnych pomysłach, czeka nas przyszłość niewiele różniąca się od tego, co widzimy na co dzień. Pozostaniemy rajem dla koncernów poszukujących głównie rynków zbytu

Aktualizacja: 20.12.2008 13:24 Publikacja: 11.12.2008 02:00

Trudno wymagać, aby polska gospodarka z dnia na dzień zrobiła się innowacyjna. I nic nie wskazuje, by stało się tak w przyszłości. Na szczęście o innowacyjności świadczy nie ogólny obraz wyłaniający się z unijnych czy światowych statystyk, ale konkretne przykłady. Jeśli w gronie 1,7 mln firm działających w Polsce znajdzie się kilkaset, których pomysłem na konkurowanie na rynku będzie wprowadzanie nowych technologii, produktów, usług czy udoskonalanie tego, żeby firma działała w zupełnie nowatorski sposób, będziemy mogli mówić o sukcesie.

Polska w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat ma niewielkie szanse na dobicie do innowacyjnej czołówki świata. Nie dlatego, że brakuje nad Wisłą pomysłów czy zdolnych ludzi. Dlatego, że polska gospodarka jest prawie wyłącznie popytowa. To rynek decyduje o nowych rozwiązaniach, a nie nowe rozwiązania kreują rynek.

[srodtytul]popyt dyktuje warunki[/srodtytul]

Dla gospodarki to zawsze dobrze, bo jej kołem zamachowym jest umiejętność sprostania potrzebom rynku. Ale generowany w ten sposób wzrost trwa tak długo, jak popyt się rozwija, czyli innymi słowy, dopóty, dopóki klienci zwiększają swoje wydatki.

Gdy konsumenci przestają wydawać więcej pieniędzy innowacje, nawet te popytowe, pozwalają firmom utrzymać się na powierzchni. Innowacje organizacyjne i procesowe zmniejszają koszty działania. Produktowe czy marketingowe dają przewagę w momencie podejmowania przez klienta decyzji, który produkt czy usługę wybrać przy bardziej ograniczonym budżecie.Z takim zjawiskiem mamy do czynienia właśnie teraz. Widać to choćby po danych dotyczących produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej. Po dwóch latach średniorocznego wzrostu o 15-20 proc. oba te wskaźniki przyrastają już w tempie jednocyfrowym, powoli zbliżającym się do zera. A im mniej zamówień od klientów i im mniejsze ich wydatki tym mniej pracy. Skok bezrobocia też jest przed nami.

W takiej sytuacji wygrywają firmy nastawione na innowacje. Tyle że tylko te myślące z wyprzedzeniem. Na szczęście większość firm, które znalazły się w rankingu „Kamerton innowacyjności 2008”, spełnia ten warunek. Ponad 64 proc. badanych firm zadeklarowało, że w 2009 r. będzie wdrażało nowe rozwiązania produktowe. Na pierwszy rzut oka to zadziwiające – w okresie spowolnienia gospodarczego trzeba się uważnie przyglądać kosztom, a nie myśleć o ekspansji. A taki jest zwykle cel wprowadzania nowych produktów. Na dodatek jest to droższe i bardziej ryzykowne w warunkach, gdy klienci liczą pieniądze. Ale gdy przyjrzymy się temu głębiej – ma to sens. Gros innowacyjnych firm, które znalazły się w rankingu w ostatnich latach, inwestowało w innowacje procesowe. Wykorzystały okres dobrej koniunktury na zbrojenie się przed kolejnym starciem. Bez względu więc na to, czy innowacje wymusza rynek, czy to one go tworzą, dają przewagę konkurencyjną w momencie, gdy koniunktura się schładza.

[srodtytul]Przyszłość poddostawców[/srodtytul]

Skąd więc pesymistyczna teoria, że nawet za kilkadziesiąt lat polska gospodarka nie dołączy do innowacyjnego Parnasu? Innowacje kreowane przez rynek pozwalają być konkurencyjnym w czasach prosperity i utrzymać się na powierzchni w czasach bessy. Można je w średnim okresie traktować jako poduszkę powietrzną łagodzącą koniunkturalne wyboje. Firmy, które je wdrażają, będą się miały lepiej. Nie zmienią w ten sposób jednak oblicza polskiej gospodarki jako całości. Do tego trzeba spektakularnych sukcesów, nie tyle głośnych, ile efektywnych – czyli kreowania nowego rynku. Prawdziwy skok cywilizacyjny przeżywają te gospodarki, których firmy decydują się na innowacje podażowe – czy będzie to produkt taki jak płyta CD, czy też więcej będzie w tym marketingu, jak w przypadku zmywarek do naczyń.

Jakie muszą istnieć warunki, aby Polska stała się inkubatorem innowacyjnych projektów, które mogłyby zdobyć globalne rynki?Przede wszystkim przedsiębiorczość. Tej podobno Polakom nie brakuje. Ale oprócz ilości liczy się jakość. Polska przedsiębiorczość lat 90. to przedsiębiorczość nadrabiania braków – zwłaszcza rynkowych. Stosunkowo łatwo było wówczas ustalić, gdzie kryje się popyt w gospodarce startującej z pozycji podażowego zera – wystarczy skopiować rozwiązania, które sprzedają się na Zachodzie. Rynek dóbr pierwszej czy drugiej potrzeby nie potrzebuje nowych, niesztampowych rozwiązań. Na początku lat 90. wystarczyło dostarczyć papier toaletowy, musztardę, telewizory czy telewizję kablową, by odnieść sukces. W drugiej połowie lat 90. to już nie wystarczało. Producentów musztard czy dostawców kablówki było już tak wielu, że jednym z głównych motorów rynku stała się wyróżniająca ich reklama, a poszczególne sektory zaczęły się konsolidować. Do wzrostu potrzebna jest przecież zwiększająca się skala działania. W tej sytuacji liczył się dostęp do finansowania – a ten w największym stopniu miały korporacje transnarodowe. Konsolidacje przebiegały więc pod ich dyktando. A je przyciągnął do Polski przede wszystkim potencjał popytowy.

[srodtytul]Coraz więcej barier[/srodtytul]

W efekcie mamy obecnie do czynienia z rynkiem dojrzałym. Rynkiem, na którym (w dużym uproszczeniu) w poszczególnych sektorach istnieją naturalne oligopole, które opierają się na całym ekosystemie poddostawców, podwykonawców i pośredników.

Na takim rynku trudno małym i średnim konkurować ceną o klienta końcowego. Trzeba za to konkurować ceną o uwagę liderów rynków, od których pochodzą zlecenia. Aby wybić się na powierzchnię, stać się dostawcą usługi czy produktu, na końcu łańcucha potrzeba innowacji. Trudno zaistnieć bez nowych pomysłów, chyba że mówimy o rynkach usług lokalnych (od fryzjera po usługi komunalne).

Co to ma do przedsiębiorczości? Bariera wejścia na większość rynków stała się wysoka. A wraz z nią wzrosło ryzyko. Nawet jeśli wejdzie się na dany rynek, konkurencja na nim jest zwykle dużo większa w 2008 r. niż w 1998 r. To zniechęca do podejmowania ryzyka. Tysiące absolwentów wyższych uczelni wciąż więc wolą wybierać wariant bardziej bezpieczny – pracę w solidnej, dużej firmie o pewnych podstawach finansowych – choć zapewne w duchu marzą o tym, by pracować na swoim. Część z nich to marzenie realizuje po zdobyciu doświadczeń i wiedzy w dużych firmach.

Gros polskiej przedsiębiorczości to wciąż jednak przedsiębiorczość szybkiego zysku, znana z początku lat 90. Widać to było jak na dłoni w ciągu ostatnich trzech lat, gdy z powodu nagłego boomu na rynku mieszkaniowym jak grzyby po deszczu pojawiali się mali deweloperzy realizujący jeden, góra dwa projekty z gigantycznym przebiciem. Nagły popyt rynkowy spowodowany dostosowaniem się cen nieruchomości do rynków unijnych wywołał nagły przypływ przedsiębiorczości.

To, że nie jest to przedsiębiorczość ryzyka, która srogo karze niepowodzenia, ale nieporównywalnie bardziej nagradza sukces, nie jest jednak dziwne. Przeciętne dochody Polaków wciąż pozostają 2-3 razy niższe niż obywateli innych krajów. W tej sytuacji każde ryzyko jest nieporównywalnie wyższe. Porażka nowej spółki oznacza powrót na gorzej płatny etat i często zaprzepaszczenie osiągniętego przez lata statusu zawodowego. Tym ważniejsza jest rola młodych przedsiębiorców świeżo po studiach lub wręcz jeszcze na studiach. Ich poczucie ryzyka jest dużo mniejsze.

[srodtytul]Państwo bierze ryzyko[/srodtytul]

Jeśli przyjmiemy, że ludzie przedsiębiorczy to z reguły także ludzie innowacyjni, a główną barierą do uruchomienia tej ukrytej przedsiębiorczości jest ryzyko, warto je ograniczyć. Jeśli to się uda, możemy być pewni, że innowacyjna gospodarka szybciej będzie nadrabiać dystans w standardzie życia między nami a krajami bardziej rozwiniętymi.

W ramach akcji „Postawmy na innowacyjność”, którą od kilku miesięcy prowadzimy na łamach „Rzeczypospolitej”, zaproponowaliśmy już takie rozwiązanie. Byłoby nim stworzenie państwowego funduszu wysokiego ryzyka promującego innowacyjne pomysły na biznes.

Fundusz powinien oferować finansowanie przedsiębiorcom, którzy nie mają nic oprócz innowacyjnego pomysłu. Proponujemy, by kryteria oceny biznesplanu zaczerpnąć z unijnego programu operacyjnego „Innowacyjna gospodarka”. Fundusz miałby być finansowany z emisji długu państwowego. Jego roczny budżet nie przekraczałby kilkudziesięciu milionów złotych. Dla większości nowo powstających firm 400 – 500 tys. zł w zupełności wystarcza na rozpoczęcie działalności.

O dofinansowanie mogłyby się ubiegać tylko te projekty, które powstały na uczelniach lub przy ich współudziale. Przedsiębiorca bez własnego wkładu byłby właścicielem 25 proc. udziałów w firmie. Pozostała część należałaby do państwa. Rok po uruchomieniu działalności zainteresowani inwestorzy mogliby odkupywać udział państwa po cenie nominalnej. Państwo ponosiłoby ryzyko sfinansowania rozruchu. Nie zarabiałoby na promowaniu innowacji. Inwestowałoby po prostu w ich pobudzanie.

Oczywiście państwo powinno być dużo bardziej aktywne przy wspieraniu innowacji. To jednak temat rzeka. My proponujemy pobudzić przedsiębiorczość u jej korzeni. Jeśli to się uda, może wyjdziemy z szufladki kraju o wielkim rynku zbytu.

[i]Hubert Salik, „Rzeczpospolita”[/i]

Trudno wymagać, aby polska gospodarka z dnia na dzień zrobiła się innowacyjna. I nic nie wskazuje, by stało się tak w przyszłości. Na szczęście o innowacyjności świadczy nie ogólny obraz wyłaniający się z unijnych czy światowych statystyk, ale konkretne przykłady. Jeśli w gronie 1,7 mln firm działających w Polsce znajdzie się kilkaset, których pomysłem na konkurowanie na rynku będzie wprowadzanie nowych technologii, produktów, usług czy udoskonalanie tego, żeby firma działała w zupełnie nowatorski sposób, będziemy mogli mówić o sukcesie.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy